My podobno gaz w łupkach też mamy. Być może będziemy potrafili go nawet wydobyć. Nie ma co do tego pewności, bo zajmują się tym spółki Skarbu Państwa – nowa miotła właśnie wymiata z nich starych prezesów, którzy zdążyli się zorientować, czym zajmują się ich spółki, więc teraz będą się tego samego uczyć nowi. Być może nie będzie to szkodliwe dla zasobów wody pitnej – bo to by dopiero było, jakbyśmy w dążeniu do uniezależnienia się od ruskiego gazu uzależnili się od ruskiej wody.
Ja się nie znam na technologii, ale bez gazu można żyć, a bez wody – nie. Wpływ wydobycia gazu z łupków spod pól Pensylwanii będzie miał inny wpływ na tamtejsze jelenie niż spod Warszawy (wydano koncesję poszukiwawczą obejmującą Żoliborz) na ludzi. To byłby numer, jakbyśmy w walce o uniezależnienie się od „ruskiego” gazu, uzależnili się od ruskiej wody...
Ale zachowanie Komisji Europejskiej, której nie podoba się wydobywanie gazu z łupków, zdumiewa bardziej niż zachowanie firm zajmujących się jego wydobyciem z jednej strony, a Gazpromu z drugiej. Związek Radziecki zawsze przekupywał różnych zachodnich ekologów i pacyfistów, żeby organizowali wystąpienie przeciwko kapitalizmowi. Czyżby stara tradycja przetrwała?
„Pokój jest za mały” – wyjaśniła dyrekcja generalna Komisji Europejskiej ds. środowiska, odmawiając europoseł Lenie Kolarskiej-Bobińskiej zaproszenia na konsultacje społeczne, których wyniki mają być wykorzystane do przygotowania „memorandum” o eksploatacji złóż gazowych. Komisja umieściła w Internecie kwestionariusz, który zaczynał się od pytania, czy należy eksploatować złoża gazu łupkowego „mimo wszystko”. Ja bym oczywiście odpowiedział, że NIE!
Ciekawe, jakby komisarz Janez Potoenik, który szefuje Dyrekcji, odpowiedział na pytanie, czy przestał już bić żonę? Pytania były sugerujące i niejasne, a odpowiedzi wymagały czasem wiedzy eksperckiej. Pytań o zagrożenia przy eksploatacji łupków było prawie dwa razy więcej niż pytań o korzyści, a polska wersja kwestionariusza różniła się od angielskiej.