Radość jest słuszna, ponieważ te państwowe agendy – mimo wad – są najlepszym gwarantem bezpieczeństwa pieniędzy powierzonych instytucjom finansowym.
Dlatego więc trudno zrozumieć, dlaczego centrala SKOK nie godzi się z podpisaną w środę przez prezydenta nowelizacją ustawy, która wprowadza państwowe gwarancje dla depozytów w kasach i precyzuje zasady nadzoru nad nimi. W centrali SKOK ta niechęć tłumaczona jest niekonstytucyjnością zapisów ustawy.
Jako przykład podaje się możliwość sprzedaży kas bankom. Rzeczywiście, będzie to możliwe, ale dotyczy to tylko tych kas, które znajdą się w tak tragicznym położeniu, że same nie będą mogły się uratować, a żadna inna kasa nie będzie w stanie im pomóc.
Pytanie, czy państwo musi chronić pieniądze klientów SKOK. Można przecież traktować kasy jako zwykłą działalność gospodarczą. Oznaczałoby to jednak możliwość wystawienia ludzi na łup oszustów mających sprawny marketing. Tymczasem rząd nie może dopuścić, by miliardy oszczędności – często najuboższych Polaków – były wystawione na ryzyko. Przypomnijmy, jaka była tragedia, gdy nie dopilnowano Amber Gold i przepadło kilkaset milionów złotych depozytów. O zaniedbanie oskarżano wtedy państwo. I słusznie.
Rodzi się pytanie, dlaczego SKOK, chwaląc rozwiązania nowelizacji, jednocześnie przeciw niej protestuje. Trzeba mieć nadzieję, że nie chodzi o kondycję finansową kas, choć brak danych o ich sytuacji z ostatnich miesięcy jest niepokojący. Pewnie chodzi raczej o obawy przed instytucjami kontrolowanymi przez obecny rząd,czyli KNF i BFG. SKOK znane są wszak z sympatii do PiS.