Mówi się, że narzekanie to polska cecha narodowa. Coś w tym jest, choć daleki jestem od przypinania łatek określonym narodom. Widać to choćby w podejściu do inwestowania na rynkach określanych jako „trudne".
Niektórzy polscy przedsiębiorcy marzą o tym, by odnieść sukces, dajmy na to, w Japonii, Chinach czy Stanach Zjednoczonych. Oczyma duszy widzą siebie jako wykorzystujących rynkową niszę i podbijających chłonne i bogate rynki. Czytają o tych, którzy swoją szansę wykorzystali i w kilka lat osiągnęli mocną pozycję – i marzą, by pójść w ich ślady.
Ale jednocześnie ci sami przedsiębiorcy z góry wiedzą, że mierzenie się z trudnościami wejścia na pozaunijne rynki jest pozbawione sensu, bo konkurencja zawsze będzie sprawniejsza, bo ryzyko finansowe jest zbyt wielkie, bo nie zdobędzie się potrzebnego finansowania... Gdyby tak ktoś przyniósł gotowy kontrakt i pieniądze na jego sfinansowanie, to co innego. Wówczas można by się ewentualnie zdobyć na odrobinę ryzyka.
Chcielibyśmy wejść na rynki leżące poza Europą, ale boimy się trudności, które się z tym wiążą. Boimy się również pozaeuropejskiego kapitału. Kiedy w mediach pojawia się informacja o możliwości sprzedaży Rosjanom jakiegoś zakładu, gdy pojawia się propozycja rozważenia budowy drugiej nitki gazociągu jamalskiego przez Polskę – dyskusja jest natychmiast ucinana. Rosyjski kapitał budzi niezdrowe emocje u naszych radykałów, tak jakby niemożliwe było, by Polskę traktować na Wschodzie jako poważnego biznesowego partnera. Od razu dają znać o sobie nasze lęki i kompleksy...
Nie inaczej bywa z kapitałem chińskim. Lubimy ponarzekać, że import produktów z Chin jest dziesięciokrotnie wyższy niż nasz eksport na ten kolosalny rynek. Ale jednocześnie z góry przyjmujemy – o czym wspomniałem wyżej – że polska firma ma znikome szanse na zaistnienie w Państwie Środka. Chińska firma chce wejść na polski rynek? Od razu, jak królika z kapelusza, nasi sceptycy wyciągają przykład konsorcjum COVEC – choć w przypadku tej głośnej sprawy sytuacja nie była bynajmniej tak czarno-biała, jak opisywały ją media.