SLD Leszka Millera chce zdobyć popularność poprzez nakłonienie Sejmu do potępienia reformy emerytalnej rządu Buzka i Balcerowicza. Lewica w swym świętym oburzeniu nie pamięta już, że to ona zaczęła prace nad tą reformą. Ważne jest, by ożywić stare hasło: „Balcerowicz musi odejść”, i zebrać jeszcze parę głosów w wyborach.
Myślę, że ten kierunek działań ma wielką przyszłość w naszej polityce. Czekam tylko, gdy kolejny Sejm uchwali potępienie rządu Tuska, choćby za dziesiątki miliardów wydane na autostrady i związane z tym bankructwa firm budowlanych (nie tylko polskich). Rządowi Millera też powinno się poświęcić oddzielną uchwałę np. za obniżenie podatku dochodowego od przedsiębiorstw. Przecież on obniżył go o prawie jedną trzecią, powodując uszczuplenie dochodów państwa o jakieś kilkanaście miliardów złotych! Oczywiście, te wyliczenia oparte są na założeniu, że bez ówczesnego obniżenia podatku CIT gospodarka rozwijałaby się w obecnym tempie. Ekonomiści w to wątpią, ale posłowie na pewno będą gotowi uchwalić, co tylko będzie w danym momencie potrzebne.
Tematów do uchwał sejmowych krytykujących stare reformy można jeszcze znaleźć mnóstwo, na czele z tymi, które przed dwudziestu paru laty wprowadzały w Polsce gospodarkę rynkową. Balcerowicza można krytykować za wszystko. Tylko czemu to służy?
Wyskakując z takimi pomysłami, SLD nie tylko usiłuje odwoływać się do wyborców, którzy z nostalgią wspominają PRL, ale też liczy na sympatię Platformy (a może i na zawiązanie z nią koalicji). Bo PO przyjmie z radością krytykę funduszy emerytalnych, których rozbicie uważa za jedyny pomysł na ratowanie budżetu.
Polscy politycy wykazują się niezwykłą krótkowzrocznością. SLD, tak jak Platforma, dla doraźnego celu jest gotowe zburzyć reformy, które wspomagają polską gospodarkę. Oczywiście, OFE na pewno nie okazało się idealnym rozwiązaniem. Dziś wiemy, że fundusze kosztowały emerytów zbyt dużo. Trzeba więc je zmienić, a nie burzyć tylko po to, by na chwilę błysnąć w sondażach.