Jaki jest jej bilans? Gdyby wziąć pod uwagę tylko wydarzenia ostatnich miesięcy – dramatyczny. Sam Witucki w lutym przyznał, że nie chce nikogo przyprawić o zawał serca prognozując tegoroczne wyniki Telekomunikacji Polskiej (używającej nazwy handlowej Orange Polska). Ma rację. Topniejące przychody, zysk, dwukrotne obniżenie dywidendy, lecący na łeb na szyję kurs na GPW - powodów kłopotów z krążeniem nie brakowało. Sytuację udało się jako tako uspokoić dopiero w ciągu ostatnich tygodni, inwestorzy nieco ochłonęli, a ogłoszone pod koniec kwietnia wyniki TP nie powalały na kolana, ale nie pogłębiały dramatu. W dodatku firma przeprowadziła na rynku widowiskowy ruch ofensywny, wprowadzając nową tanią markę nju mobile. Manewr mający na celu podkopanie pozycji sieci Play, agresywnie poczynającej sobie na rynku, ale nie mającej tak potężnego zaplecza jak Orange.
Tylko, że epoki Wituckiego nie można oceniać poprzez dramat ostatnich miesięcy. Kiedy w 2006 roku obejmował firmę, zresztą ku niejakiemu zaskoczeniu rynku, wziął sobie na kark eks-monopolistę, którego losy mogły się potoczyć bardzo różnie, łącznie z podziałem TP. Taki mógł być finał sporu z Urzędem Komunikacji Elektronicznej, największy kryzys w historii telekomunikacyjnego koncernu. Witucki po wielu zwrotach akcji z UKE się dogadał, porozumienie działa, i nie ma żadnych sygnałów aby spór dotyczący fundamentów miał się odrodzić. Nieco w cieniu konfliktu z regulatorem pozostaje inny kryzys, który Wituckiemu oddało się rozwiązać – dwudziestoletni spór z duńską firmą DPTG o opłaty za korzystanie za wybudowane przez Duńczyków światłowody. Uwolnienie się od roszczeń DPTG kosztowało TP 550 milionów euro, ale zostało z ulgą przyjęte przez rynek i analityków. Minęło ryzyko, że DPTG trzeba będzie zapłacić dużo więcej.
Do tych zasług Wituckiego można dodać kilka kolejnych: zmiany strukturalne w Grupie TP, sprawnie realizowany program dobrowolnych odejść, rebranding, nowe oferty i tak dalej. Służby PR koncernu miałyby się czym chwalić i to prawda, że Witucki zrobił w firmie wielkie porządki. Tylko, że Orange, jak zresztą większości operatorów telekomunikacyjnych zaczął uciekać rynek. Nieustanna wojna cenowa czy wysoki poziom nasycenia usługami doprowadziły znaczącego pogorszenia się wyników sektora. I Orange podobnie jak inni gracze na tym rynku musi znaleźć odpowiedź na pytanie, jaką firmą właściwie ma być. Tylko operatorem telekomunikacyjnym oferującym najszybszy nawet internet? Świetnie, ale to zbyt mało na dołującym rynku i w obliczu gigantycznej konkurencji. Operatorzy, by nie kręcić się w miejscu, muszą zaproponować swoim klientom całą paletę usług dodanych. Jakich? Bankowość? Serwisy informacyjne? Pewnie i dużo więcej i wszystko naraz. Ale na te pytania w przypadku Orange Polska będzie odpowiadał już Bruno Duthoit, następca Wituckiego. A jak będzie wyglądała jego epoka, będziemy się przekonywać od jesieni.
- Marcin Piasecki, redaktor naczelny miesięcznika "Sukces".