Czasami mam wrażenie, że i media, i inwestorzy przykładają zbyt duże znaczenie do konsensusu, czyli uśrednionych przewidywań analityków. W ostatnim tygodniu kilka znaczących amerykańskich i europejskich spółek podało wyniki kwartalne, które były gorsze od konsensusu. W części przypadków firmy odnotowały wzrost, i to całkiem przyzwoity, zarówno na poziomie przychodów, jak i zysków, ale mniejszy od oczekiwanego. Reakcja rynku była taka sama we wszystkich przypadkach – kurs akcji poszedł w dół.
Z dużym zainteresowaniem obserwowałem ewolucję tonu informacji o wynikach spółek podawanych w serwisach internetowych. Zdarzało się, że słabsze od oczekiwanych wyniki stawały się w tych informacjach złymi dopiero w drugiej lub trzeciej wersji informacji, gdy napłynęły krytyczne oceny ze strony analityków. Czytając krytyczne opinie analityka o wynikach tej czy innej spółki, chciałbym wiedzieć, jakie były jego prognozy i czym je uzasadniał, zwłaszcza że przez wiele lat przygotowywałem uśrednione prognozy wyników kwartalnych.
Średnia arytmetyczna jest średnią i nie ma co z nią dyskutować. Teoretycznie im więcej jednostkowych prognoz się zbierze, tym wynik powinien lepiej odzwierciedlać oczekiwania rynku. Tyle że często rozrzut między prognozami poszczególnych analityków jest bardzo duży. Dlatego lubię, gdy oprócz średniej jest podana mediana oraz najwyższa i najniższa z prognoz. Lada chwila każdy będzie miał możliwość ocenienia wyników kwartalnych spółek z GPW.
Większość zapewne zadowoli się porównaniem ich do konsensusu oraz zapoznaniem się z opiniami analityków i na tej podstawie podejmie decyzje inwestycyjne. Tym, którzy mają więcej czasu, polecam dokładne przeczytanie raportów. Być może z ich treści wynikać będzie, że większość – jak już nieraz bywało – się myli.