Na naszych rolników przypadnie z tego ok. 4 mln euro. Kara byłaby z pewnością wyższa, gdyby nie to, że od kilku miesięcy Agencja Rynku Rolnego straszyła aktywnych producentów konsekwencjami finansowymi. Na szczęście dla polskich rolników unijni urzędnicy poszli po rozum do głowy. Kwoty mleczne, czyli regulacje oderwane od realiów wolnego rynku, znikną w 2015 r. Polskie mlecznie, które rozwijają się w szybkim tempie m.in. dzięki eksportowi, od dawna narzekają na brak surowca, a w konsekwencji jego wysokie ceny. Eksperci oceniają, że Polska będzie jednym z tych krajów Unii, które najbardziej skorzystają na zniesieniu kwot mlecznych.

Od 2017 r. uwolnienie czeka także unijny rynek cukru, który boryka się dziś ze sztucznie wywołanymi niedoborami.  Droga do pełnej liberalizacji unijnego rolnictwa jest jednak nadal daleka. Zawiedli się więc ci, którzy liczyli na głęboką reformę Wspólnej Polityki Rolnej – biurokratycznego kolosa, podtrzymującego nierówności w Unii.  Te ostatnie na własnej skórze odczuwają nasi rolnicy. Od akcesji w 2004 r. otrzymują niższe dopłaty niż farmerzy na zachodzie Europy. Do wyrównania płatności nie dojdzie także w latach 2014–2020. Polskim rolnikom na pocieszenie muszą pozostać więc tylko wyjaśnienia ministra rolnictwa Stanisława Kalemby, że do średniej unijnej mają coraz bliżej. Bardziej niż nierówności w dopłatach niepokoi jednak fakt, że mniej pieniędzy dostaniemy na rozwój obszarów wiejskich. To głównie one, a nie płatności do ziemi, powodują przyspieszenie zmian na wsi. Niestety, istnieje ryzyko, że pieniędzy na modernizację polskich gospodarstw będzie jeszcze mniej niż w tej chwili zakłada resort rolnictwa. Wystarczy bowiem, że minister finansów zdecyduje, aby dopłaty bezpośrednie dla naszych rolników uzupełnić nie z budżetu krajowego, ale właśnie z II filaru. Taką furtkę otwiera Komisja Europejska.