Z kolei gdy papiery są ściągane z giełdy, także warto poszukać powodów takiej decyzji.
Ten rok przyniósł na świecie kilka dużych transakcji, w wyniku których spółka publiczna stawała się firmą prywatną. Z giełdy w USA zniknął Heinz wykupiony przez Warrena Buffetta i brazylijski fundusz 3G Capital. Znów prywatną spółką stał się BMC Software, producent oprogramowania, którego akcje skupiły fundusze private equity. Za kilka tygodni z rynku zniknie Dell, czołowy światowy producent oprogramowania, który zostanie wykupiony przez swego założyciela i prezesa oraz fundusz private equity. Nie można też wykluczyć, że firmą prywatną stanie się pogrążony w kłopotach Blackberry, kanadyjski producent smartfonów.
Fala „going private" dotarła też nad Wisłę. Michał Sołowow, główny akcjonariusz Barlinka, chce wykupić od innych akcje spółki. Za papier gotów jest zapłacić 1,3 zł, czyli niewiele więcej od ceny przed wezwaniem. Ta cena budzi sprzeciw drobnych ciułaczy mających papiery spółki. Ich zdaniem oferta Sołowowa jest za niska, bo spółka po dokapitalizowaniu i restrukturyzacji wchodzi w fazę wzrostu wyników.
Zakładając, że drobni inwestorzy mają rację, śmiało można powiedzieć, że Michał Sołowow chce spić śmietankę. I wtedy jest o co walczyć. Czy drobni ciułacze mają rację? Nie wykluczam, że tak. Wszak trudno podejrzewać ogłaszającego wezwanie o to, że czyni to z altruistycznych przesłanek. Raczej, jak każdy biznesmen, chce zmaksymalizować potencjalny zysk. W interesie drobnych ciułaczy jest to, by owym potencjalnym zyskiem podzielił się z nimi, tak jak dzielił z nimi wcześniej wszelkie ryzyka związane ze spółką.
W ustaleniu, czy cena zaproponowana w wezwaniu jest właściwa, czy nie, niestety – przynajmniej na tym etapie – nie pomogą nam analitycy. Ostatni znany mi raport jest z kwietnia. Wyceniono w nim akcje spółki na 96 gr. Być może głos zabiorą OFE. W końcu w ub.r. miały w sumie ponad 9 proc. akcji spółki. Trudno jest jednak powiedzieć, ile akcji mają teraz i czy będą zainteresowane ogłaszaniem swojej taktyki.