Kredyt jak nałóg

Często można przeczytać, jak to u źródeł kryzysu w latach 2008-2009 w USA i Europie były coraz większe długi – prywatne, korporacyjne i publiczne.

Publikacja: 19.10.2013 11:11

Kredyt jak nałóg

Foto: Archiwum

Dane można znaleźć np. w raportach Mc Kinseya.  Na słowo proszę uwierzyć, że wykresy całkowitego długu w relacji do produktu krajowego  od dawna pną się do góry jak oszalałe. Jeszcze w 1990 roku  całkowity kredyt w większości wielkich rozwiniętych gospodarek wynosił od 150 do 220  proc. PKB (tylko w Japonii ponad 400 procent). Teraz standardem w krajach wysokorozwiniętych stało się  trzy razy więcej długu, niż wynosi wartość produktu krajowego, a w Japonii i Wielkiej Brytanii 500 procent.

I oczywiście nie jest to do utrzymania, stąd proces  t.zw. deleveraging czyli „oddźwigniowienia", który w Ameryce w miarę postępuje jeśli chodzi o konsumentów i korporacje, natomiast jest  wolniejszy w Europie, lub w ogóle go nie widać, może poza Niemcami.

Ile wynosi ogólny dług w Polsce? Dziś pewnie ze 130-140 procent PKB, ale trzeba by to policzyć dokładnie. Tymczasem w Polsce, w trosce o podtrzymanie słabego wzrostu gospodarczego rząd, ale i większość ekonomistów, usilnie namawia do zwiększania kredytu, jak nie budżetowego, to prywatnego, korporacyjnego, konsumpcyjnego i hipotecznego. Członkowie Komisji Nadzoru Finansowego z nadania władz (rządu, prezydenta i NBP), którzy przegłosowali złagodzenie rekomendacji kredytowych wbrew stanowisku profesjonalistów z Komisji, są symbolicznym wyrazicielem  tej opcji.

Dlatego postanowiłem sprawdzić szybko, czy proces, który stał u źródeł kryzysu finansowego w krajach wysokorozwiniętych ma także  miejsce w Polsce. Nie mam czasu na dokładne liczenie, wziąłem te dane, które są pod ręką w GUS i NBP: nominalny PKB, dług publiczny,  kredyty w systemie bankowym (bez rządowych i samorządowych) oraz podaż pieniądza. Najprostsze okazało się porównanie dwóch pięciolatek 2002-2007 i 2007-2012. I cóż się okazało?

W pierwszej pięciolatce PKB wzrósł o 46 procent, dług publiczny o 50 proc., pieniądz o 72 proc., a kredyty o 107 procent. W drugiej było podobnie -  produkt krajowy wzrósł o 36 procent, natomiast  dług publiczny o 59, podaż pieniądza o 64, a kredyty o 84 procent.   Już na pierwszy rzut oka widać, że nastąpiło przyspieszenie zadłużania się.  W 2002 roku suma długu publicznego i kredytów (poza rządowymi) wynosiła ok. 70 procent PKB, a w 2012 była już wyższa od produktu krajowego. To ciągle wskaźniki znacznie niższe niż w krajach wysokorozwiniętych, ale trend jest jednoznaczny.

Jak liczyć dalej, to okazuje się, że w tej drugiej pięciolatce, by uzyskać przyrost produktu krajowego o złotówkę, trzeba było już 91 groszy kredytu, 75 groszy długu publicznego i  86 groszy przyrostu podaży pieniądza.  O jedną trzecią do połowy więcej niż poprzedniej pięciolatce. Wniosek jest prosty jak cyrograf pod umową kredytową: rząd, banki i NBP coraz bardziej opłacają wzrost gospodarczy pieniądzem kredytowym, czyli długiem. Co ważniejsze, nie widać, by to zjawisko miało wyhamować. Przeciwnie. Dług publiczny w ciągu 2-3 lat – mimo skoku na OFE - przekroczy bilion złotych, niskie stopy procentowe zachęcają do coraz większych długów konsumpcyjnych, rząd zacznie dopłacać do kredytów hipotecznych itd. itd. Także korporacje, zwłaszcza państwowe, odkryły  nowe instrumenty – obligacje. Nawet Kompania Węglowa, która ledwie się trzyma na powierzchni zapowiedziała emisję długu na 1,3 miliarda złotych.

Kredyt sam w sobie nie jest złem, ale łatwo wpaść w nałóg.

Dane można znaleźć np. w raportach Mc Kinseya.  Na słowo proszę uwierzyć, że wykresy całkowitego długu w relacji do produktu krajowego  od dawna pną się do góry jak oszalałe. Jeszcze w 1990 roku  całkowity kredyt w większości wielkich rozwiniętych gospodarek wynosił od 150 do 220  proc. PKB (tylko w Japonii ponad 400 procent). Teraz standardem w krajach wysokorozwiniętych stało się  trzy razy więcej długu, niż wynosi wartość produktu krajowego, a w Japonii i Wielkiej Brytanii 500 procent.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację