Myślą przewodnią wystąpienia premiera Donalda Tuska na konwencji 23 listopada była konieczność „nowego otwarcia", „drugiego wielkiego skoku" i „wejścia na wyższy poziom". Jednocześnie wyraził on wątpliwość wobec formułowanego często zarzutu, że Platformie Obywatelskiej „brakuje wielkiej idei, porywającej wizji".
Uważam, że między abstrakcyjną wizją a bieżącym sprawowaniem władzy powinno być jednak miejsce na poważne programy i raporty, które porządkują i hierarchizują dosyć przypadkowo rzucane hasła i pomysły, a następnie przekuwają je na strategię gospodarczą o celach i narzędziach spójnych z realizującymi ją instytucjami. Taką scalającą, nadrzędną rolę powinien spełnić nowy program gospodarczy uwzględniający działania przygotowujące Polskę do przystąpienia do strefy euro.
W pierwszych komentarzach po wystąpieniu premiera Tuska najczęściej podkreśla się brak klarownej strategii gospodarczej. Prof. Stanisław Gomułka („Rz" z 25.11.2013) słusznie zwraca uwagę, że przedstawione przez premiera zamierzenia nie stanowią „spójnego programu dla Polski" ani w rozumieniu strategii gospodarczej, ani nawet strategii politycznej.
Jednocześnie w wystąpieniu premiera pojawił się interesujący paradoks dotyczący wątków europejskich. Z jednej strony wszystkie oczekiwane przez premiera korzystne efekty są bardzo mocno i przesadnie zawieszone na transferach unijnych. Potwierdza to niechęć rządu do podejmowania trudnych reform, na co od razu zwrócili uwagę ekonomiści cytowani w „Rz" przez red. Bartosza Marczuka. Z drugiej strony premier ani jednym zdaniem nie nawiązał do perspektywy przystąpienia Polski do strefy euro, w każdym razie bezpośrednio. Ta bardzo ważna kwestia jest dosyć skutecznie wymiatana z dyskusji publicznej przez rząd i powraca tylko okazjonalnie, gdy np. ukażą się informacje o kolejnym spadku poparcia obywateli lub przedsiębiorstw dla idei przystąpienia, co utwierdza rząd w przekonaniu, że lepiej się nią nie zajmować. I koło się zamyka.
Jest więc dobry czas, aby spróbować powiązać ze sobą obydwa kluczowe aspekty naszego dalszego członkostwa w Unii Europejskiej: wykorzystania środków unijnych oraz znalezienia się wśród krajów stanowiących główny rdzeń integracji gospodarczej. Zachęcają mnie do tego odkryte w wystąpieniu premiera dwa pośrednie i być może nieświadome nawiązania do członkostwa Polski w strefie euro, które – być może naiwnie, z nadzieją i nazbyt życzeniowo – interpretuję jako zawoalowane argumenty za przystąpieniem.