Przyszłoroczny budżet jest podporządkowany dwóm wyzwaniom – jest oszczędnościowy, a jednocześnie podtrzymuje szanse rozwojowe – tak uchwalony przez Sejm w ostatni piątek budżet państwa komentował premier Donald Tusk.
Czy rzeczywiście jest prorozwojowy? Wydaje się, że tak. W całym sektorze finansów publicznych – jak czytamy w samym budżecie – wydatki na inwestycje mają wynieść 80,9 mld zł. Prawie 27 mld zł pochodzić ma wprost z budżetu państwa. Około 37 mld wydać na rozwój mają samorządy, a pozostałe 17 mld zł to przede wszystkim przedsięwzięcia finansowane z Krajowego Funduszu Drogowego.
Najistotniejsze jest to, że państwo zamierza wydać na inwestycje więcej niż 2013 r., czyli szacowane 72,4 mld zł. Taki wzrost może pomóc zwiększyć tempo wzrostu gospodarczego. Odwrotnie było w tym roku. Po tym, jak sektor publiczny znacznie ograniczył swoją obecność na placach budów, inwestycje ogółem spadły w I kw. o 2,1 proc., w II kw. – o 3,2 proc., dopiero w III kwartale nieco się odbiły (wzrost o 0,6 proc.), ale i tak cały rok zakończą zapewne na minusie.
Publiczne inwestycje w 2014 r. mają być nie tylko nominalnie wyższe, ale także w stosunku do PKB – 4,7 proc. PKB wobec 4,4 proc. w 2013 r. (ale 5,5 proc. w 2012 r.). To zmiana podejścia, które rząd prezentował jeszcze w kwietniu 2013 r. Wówczas to, licząc, że wzrost gospodarczy przyjdzie wcześniej, rząd chciał ograniczać swoje wydatki. Dopiero gdy się okazało, że spowolnienie się przedłuża, państwo chce przyspieszać projekty, które będą finansowane z nowego rozdanie funduszy UE.
Radosław Bodys, główny ekonomista PKO BP szacuje, że impuls fiskalny, wynikający z planowania przyspieszenia inwestycji infrastrukturalnych to aż 0,6 proc. PKB. Większość – 0,4 proc. PKB – to efekt wzrostu wartości inwestycji drogowych, a 0,2 proc. PKB – kolejowych.