Jak mawiał Niels Bohr, duński fizyk i laureat Nagrody Nobla w 1922 roku, prognozowanie jest bardzo trudne, zwłaszcza jeśli dotyczy przyszłości. To oczywiste, że stan kasy państwa jest ściśle związany z sytuacją gospodarczą. Żeby wpływy i wydatki zaplanować, trzeba oprzeć się na jakichś założeniach. Tak się składa, że prognozy Ministerstwa Finansów zwykle są bardziej optymistyczne niż tzw. analityków rynkowych. Ten optymizm widać było szczególnie za czasów Jacka Rostowskiego, który był za to często krytykowany.

Dlaczego więc tym razem, przygotowując nowelizację, okazał się takim czarnowidzem? Przypomnijmy, że przed tegoroczną nowelizacją deficyt miał wynieść 35,6 mld zł, a po niej zwiększono go do 51,6 mld zł. Tymczasem na miesiąc przed końcem roku sięga 38,5 mln zł. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że chodziło o postraszenie opinii publicznej ogromną dziurą w finansach przed ostateczną batalią o przejęcie przez państwo pieniędzy zgromadzonych w OFE.

Warto zwrócić uwagę na to, skąd ten mniejszy od zaplanowanego w nowelizacji deficyt się wziął. Otóż głównie ze zmniejszenia wydatków budżetowych. To pokazuje, jaki jest najlepszy sposób zmniejszania dziury w  finansach państwa. I potwierdza argumenty przeciwników rozmontowywania OFE. Ale politycy niestety nie kierują się logiką ekonomistów. Nawet jeśli – tak jak Jacek Rostowski – za ekonomistów chcą uchodzić.