Tak można podsumować wstęp do bardzo ważnych negocjacji, właściwie toczących się już tyle że na razie na roboczo, pomiędzy Warszawą, a Brukselą.

Po tym jak opinia publiczna ochłonęła po dowiedzeniu się ile to pieniędzy dostaniemy z unijnej polityki spójności (regionalnej) na okres 2014-2020 (dla przypomnienia będzie to 82,5 mld euro) niewielu się już tą sprawą interesuje. Tymczasem Polska toczy kolejne boje, tym razem o kształt tzw. umowy partnerstwa. To niezwykle istotny dokument, bo nasz kraj wskaże w nim główne kierunki wykorzystania pieniędzy z UE w latach 2014-2020. Dopiero po jego zatwierdzeniu przez Komisję Europejską będą negocjowane krajowe i regionalne programy operacyjne (odpowiednio przez Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju i marszałków województw).

Jak się jednak okazuje już wstępna wymiana uprzejmości w sprawie umowy partnerstwa zapowiada ciekawy ciąg dalszy. Głównie dlatego, że jak przyznał niedawno oficjalnie jeden z urzędników ministerstwa, Bruksela już wie jak Polska powinna wydać nowe środki z UE. Komisja Europejska przygotowała sobie tzw. position paper do negocjacji z Polską i najlepiej widziałaby sytuację, w której polska strona ten dokument przyjmie, zamieni jego nazwę na „Umowa partnerstwa" i przedłoży Komisji do podpisu. Tymczasem Polska się do tego nie pali i ma swe własne propozycje oparte m.in. na Krajowej Strategii Rozwoju Kraju i innych tym podobnych dokumentach planistyczno-rozwojowych.

Co ciekawe, Brukseli nie podoba się nawet postępująca decentralizacja zarządzania pieniędzmi unijnymi i przekazywanie coraz większych środków na poziom regionów (w okresie 2014-2020 trafi tam 60 proc. środków z funduszy strukturalnych). To szczególnie dziwi, bo wydaje się, że w Poznaniu czy Opolu lepiej wiedzą jakie mają np. problemy na rynku pracy i na co skierować środki z Europejskiego Funduszu Społecznego. Taką optykę przyjęło przynajmniej Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju (z siedzibą w Warszawie) przyznając otwarcie, że ze stolicy widać gorzej niż z przywołanych już Poznania i Opola. Jak się jednak okazuje najlepiej widać z Brukseli. Może więc i Polska wie jak chce wydać kolejne euro z Unii, ale Bruksela wie to jeszcze lepiej. Zanosi się więc na ciekawe negocjacje, a nawet konfrontację.