Rozwiązywanie zasupleń w służbie zdrowia nie jest łatwe

Na przełomie roku zawsze nasila się dyskusja o ochronie zdrowia. Pod koniec roku wyczerpują się limity refundowanych świadczeń.

Publikacja: 06.02.2014 01:47

Firmy medyczne starają się zawrzeć w miarę korzystne kontrakty z NFZ. Pacjenci z trudem zapisują się do specjalistów. Bilanse ZOZ-ów bezlitośnie pokazują, że znaczna ich część to bankruci i nie wiadomo co zrobić z rosnącymi długami. Do tych stałych elementów gry dzisiaj doszły głośne przypadki zawinionych przez lekarzy śmierci pacjentów.

Wszystko to skłania do coraz częstszych apeli o wielką dyskusję na temat ochrony zdrowia. Sprawa ta nabrała już politycznego charakteru, więc taki okrągły stół zapewne się odbędzie. Wiele jednak bym się po nim nie spodziewał, właśnie dlatego, że chodzi o politykę. Partie chcą po prostu wykorzystać kłopoty służby zdrowia do poprawy swoich notowań politycznych. Opozycja, najbardziej krytykująca stan obecny, usiłuje nas przekonać, że jest w posiadaniu leku mogącego łatwo uzdrowić służbę zdrowia. W rzeczywistości jednak programy sprowadzają się do haseł tyleż ładnie brzmiących, co nierealnych. Sztandarowe slogany SLD brzmią: służba zdrowia nie jest fabryką, na ochronę zdrowia trzeba przekazać większe środki. Z kolei główny postulat PiS to powrót do budżetowego finansowania lecznictwa.

To, że szpitale czy przychodnie różnią się od przedsiębiorstwa produkującego gwoździe, jest oczywiste. Ale równie oczywiste jest, że ochrona zdrowia to dział gospodarki narodowej. I to niemały. Jego udział w PKB wynosi 5 proc., a po uwzględnieniu wydatków nieewidencjonowanych jest jeszcze większy. To dwa-trzy razy więcej w porównaniu z górnictwem.

Tak duży dział gospodarki nie może funkcjonować poza rachunkiem ekonomicznym i bez sterującej rynkiem trzeciej ręki. Zamiana subwencjonowania z przedmiotowego (za procedurę) na podmiotowe (dla ZOZ) jest oczywistą, podręcznikową metodą powiększania marnotrawstwa. Z tych względów, a także dlatego, że każda zmiana pociąga za sobą koszty, nie wierzę w uzdrawiającą moc przemalowania szyldów.

Zgadzając się z koniecznością powiększenia nakładów, uważam, że warunkiem ich efektywnego wykorzystania byłoby stopniowe, konsekwentne rozwiązywanie zasupleń, jakie w służbie zdrowia powstały. Chodzi przede wszystkim o brak lekarzy, kolejki, dostęp do specjalistów, funkcjonowanie szpitali, finansowanie niezbędnych procedur.

Problemu braku lekarzy nie da się rozwiązać bez radykalnych środków. Co prawda kształcimy mniej więcej tylu lekarzy co inne kraje, ale mamy jeden z najgorszych wskaźników liczby medyków w przeliczeniu na mieszkańców. Oznacza to, że biedna Polska kształci za darmo specjalistów dla krajów znacznie bogatszych. Ponieważ niemożliwe jest, aby polskie wynagrodzenia (i tak podwyżki zjadły cały przyrost środków NFZ) dogoniły zachodnie, bez zmian skazani jesteśmy na to, że kiedyś ostatni emigrujący lekarz zgasi światło w ostatnim szpitalu.

Receptą na zwiększenie podaży usług nie jest wydłużanie czasu pracy lekarzy. Tutaj trzeba policzyć koszty zatrudnienia kontraktowego (szpitale są przymuszane do tej formy przez zbyt niską kontraktację procedur przez NFZ). Lekarz na kontrakcie przestaje być osobą „stosującą zabiegi lecznicze wedle możności i zdolności ku pożytkowi chorych", a staje się przedsiębiorstwem. Przy zatrudnieniu etatowym można stosować obowiązujące prawo, zezwalające lekarzom na pracę w wymiarze 65 godzin. I nie byłoby wielkim ograniczeniem wolności oraz swobody gospodarczej wprowadzenie nakazu, aby w pierwszej kolejności część z owych 23 dodatkowych godzin lekarz musiał przepracować w specjalistycznych przychodniach lecznictwa publicznego.

Te i inne możliwe do wprowadzenia zmiany, połączone z wyższymi nakładami, nie sprawią, że polska służba zdrowia prześcignie kanadyjską. Trochę jednak ją poprawią. I to zapewne bardziej niż ładnie brzmiące zaklęcia, że lecznictwo to nie fabryka, a realizacja testamentu Religi sprawi cuda.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację