Wprawdzie nie było ich widać przez ponad 20 lat, ale od trzech działają w najlepsze. Co więcej, przejęli rolę Milicji Dewizowej i ze ściganych stali się ścigającymi. Zresztą za przyzwoleniem i akceptacją ludu pracującego.
Skąd u mnie takie przemyślenia? Dostałem kilka dni temu informację, że kantor wymiany walut online Cinkciarz.pl uzbierał już 100 tys. pozytywnych opinii od użytkowników. Co więcej, jego twórcy chwalą się, że jest to jedna z niewielu firm e-commerce, która zdobyła tak wielkie zaufanie internautów.
To proszę bardzo, ode mnie jeszcze jedna pozytywna opinia. I już jest 100 tys. i jeden głos. Więcej. Pozytywną opinię mogę wystawić także Internetowemu Kantorowi czy Walutomatowi. Znam, korzystam i wiem, za co chwalę. W sumie w ciemno mógłbym pewnie pochwalić wszystkie 30 e-kantorów działających w Polsce.
Ale żeby się upewnić, że robię to słusznie, jeszcze raz porównałem kursy walut w bankach i tychże kantorach. W bankach różnica między kursem kupna a sprzedaży w przypadku euro sięga 30 groszy! Aż mnie serce zabolało. Dlatego szybko przeniosłem się na strony e-kantorów. Różnica od 1,5 do 3 groszy. Patrzyłem na te cyferki, dopóki serce nie przestało mnie boleć. Obiecałem sobie nawet, że więcej nie sprawdzę bankowych kursów. Po co narażać zdrowie?
Kiedyś cinkciarze wystający przed Peweksami czy Baltonami bez względu na to, jaką walutą handlowali, i tak mieli lepszy kurs niż ten oficjalny. Pamiętam oczywiście, że gra z nimi wiązała się ze sporym ryzykiem, szczególnie gdy było się obcokrajowcem, ale nie na tym chcę się skupić. Sprytny naród pozbawiony dojścia do walut stworzył protezę. Interes kręcił się w najlepsze. Ówczesne władze tak to bolało, że powołały specjalne odziały milicji zwane dewizowymi do walki z cinkciarzami. Oczywiście nic to nie dało.