Rzeczywiście ostatnie trzy lata były chude. Rok ubiegły może pod koniec trochę nadgonił, ale nie zmieniło to ogólnego obrazu. Koszty cały czas rosną. Jest inflacja, w górę idą lokalne podatki, drożeją media. W tej sytuacji zarobki dilerów zatrzymały się, bądź spadły. Zyskowność większości sieci jest najniższa od wielu lat- mówimy tutaj o rentowności rzędu 0,1-0,3 proc. Natomiast rzadko mamy przypadki rezygnacji, bo punkt dilerski jest trudny do zamknięcia. To biznes, gdzie bariery wyjścia są wysokie: Niełatwo jest go sprzedać — no bo z oczywistych względów mało jest chętnych do kupna. A producenci często stawiają warunek swojej zgody na zmianę właściciela, więc krąg potencjalnych chętnych jest niewielki. Ponieważ z tego biznesu jest bardzo trudno wyjść, są firmy dilerskie, które wegetują, ale nie zamykają się. Często również są to firmy rodzinne. I jak w każdym takim biznesie wokół niego toczy się życie rodziny.
Jak pan ocenia decyzję o wycofaniu Chevroleta z Europy?
To był cios dla dilerów, którzy wyspecjalizowali się w tej marce. Także dla klientów, którzy jej zaufali. Dla jednych i drugich decyzja była niezrozumiała. Wcześniej podobna sytuacja była z Daewoo, ale ta firma zbankrutowała. Oczywiście, zdarza się, że marki znikają — tak było z Roverem, czy Saabem- gdzie doszło do powolnego wygaszania sprzedaży. Natomiast tutaj mieliśmy do czynienia z decyzją na chłodno podjętą przez księgowych z Detroit.
Chevrolet sprzedawał rocznie w Europie 178 tys. aut. Jak pan sądzi, dlaczego mimo nakładów na marketing ta sprzedaż nie rosła, tak jak życzył sobie tego GM?
My nie sprzedawaliśmy Chevroletów. Ale przy każdej marce potrzebna jest strategia i cierpliwość. W tej chwili wprowadzamy na rynek Infiniti i nie mogę powiedzieć, że musimy osiągnąć sukces natychmiast. Zazwyczaj to, czy jest sukces, czy porażka można określić po 10 latach. Tyle czasu potrzeba na bardzo konkurencyjnym rynku. Auto, to nie jest pudełko na czterech kołach, które służy do przemieszczania się. Wiążą się z nim emocje, przywiązanie do marki. Trzeba więc stworzyć grono wiernych klientów, a na to są potrzebne całe lata. W przypadku Chevroleta wszystko szło dobrze, pewnie że to auto było porównywane z Oplem, bo marki były zbyt blisko. Może wręcz problemem był Opel, a nie Chevrolet? Moim zdaniem Chevrolet miał w Polsce szanse powtórzenia sukcesu Skody, czy Dacii w którą przecież mało kto wierzył. A teraz proszę bardzo — ta marka ciągnie wyniki Renaulta.