Gdzie podziewa się import

Niedawno GUS obdarzył nas danymi o produkcie krajowym brutto w ostatnim kwartale ubiegłego roku. Gospodarka niezaprzeczalnie nabiera prędkości, a struktura wzrostu PKB daje uzasadnione nadzieje, że kolejne kwartały będą jeszcze lepsze.

Publikacja: 11.03.2014 06:59

Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK

Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK

Foto: Fotorzepa, Szymon Łaszewski

Red

Ożywienie oparte jest na trzech szeroko rozstawionych podporach: przyśpieszającej konsumpcji i inwestycjach oraz wciąż silnym eksporcie netto. Prognozy ekonomistów nie pozostawiają wątpliwości – na kolejne kwartały przepowiadamy lepszą sytuację i coraz szybszy wzrost PKB w ujęciu rocznym, rosnący z kwartału na kwartał o 0,2–0,3 pkt proc. W sumie jest to dość monotonny obraz, który jednak przekonuje, że w całym bieżącym roku gospodarka niemalże bez trudu urośnie szybciej niż 3 proc.

Siłą polskiej gospodarki w czasie spowolnienia i jak dotąd istotnym fundamentem ożywienia pozostaje eksport netto. Coraz bardziej wymagający rodzimy rynek i działający na nim konkurenci zewnętrzni wymusili na krajowych producentach poprawę jakości i rozwój oferty. Gdy popyt krajowy zaczął niedomagać na przełomie lat 2011 i 2012, firmy były gotowe do ekspansji na zewnątrz, nie tylko na tradycyjne rynki zagraniczne, lecz także na takie, na które się wcześniej nie zapuszczały. Kilka kwartałów dobrych danych o eksporcie plus liczne historie sukcesu polskich przedsiębiorstw na rynkach zagranicznych skłaniają niektórych do stawiania tez, że polska gospodarka uległa fundamentalnemu przeobrażeniu i stała się (lub już za chwilę się stanie) eksporterem netto.

Trudno negować sukcesy polskich przedsiębiorstw na rynkach zagranicznych oraz zmniejszenie importochłonności krajowej gospodarki. Jeżeli polskie firmy mogą konkurować w eksporcie, tym bardziej są konkurencyjne na krajowym rynku. Pomaga także stopniowa zmiana struktury konsumpcji, coraz większą jej część stanowią usługi nabywane na miejscu, a malejącą – importowane towary. W połączeniu z korzystnymi zmianami cen najważniejszych surowców energetycznych w ubiegłym roku (przede wszystkim gazu) pozytywny wkład wymiany handlowej z zagranicą we wzrost jest w pełni zrozumiały. Czy jednak zrozumiały oznacza stabilny i zagwarantowany w przyszłości?

Średniookresowa tendencja przyśpieszania wzrostu PKB nie budzi wątpliwości. Warto się jednak zastanowić, czy rzeczywiście przebiegać ono będzie tak gładko i bezstresowo, jak zakładają to dostępne prognozy. Otóż niekoniecznie, a dużego źródła potencjalnych zawirowań upatrywać można właśnie w eksporcie netto. Zwykle w tym kontekście przypomina się sytuację w strefie euro i utrzymującą się słabość tamtejszego ożywienia, którego załamanie może zagrozić polskim eksporterom. Wspomina się także o Chinach i ryzyku niższego wzrostu, który mógłby prowadzić, poprzez mocno obecną na tamtym rynku gospodarkę niemiecką, do ograniczenia eksportu. Ostatnio także mówi się często o sytuacji za wschodnią granicą. Zapatrzenie w ostatnie sukcesy eksporterów usuwa nieco w cień oczywistą prawdę, że wymiana handlowa z zagranicą ma dwie strony i pogorszenie jej bilansu może się brać ze wzrostu importu tak samo jak z pogorszenia eksportu. I choć nie jest to powód do niepokoju (paradoksalnie, można nawet uznać to nawet za optymistyczny sygnał potwierdzający kompletność ożywienia), to jednak może być przyczyną, że wzrost wcale nie będzie przyśpieszać tak systematycznie, jak zakładają prognozy. Co więcej, wiele wskazuje na to, że wahnięcie wzrostu nastąpi już wkrótce – w pierwszym półroczu.

Pośród kilku czynników, które przemawiają za tym, by w nieodległej przyszłości oczekiwać szybszego wzrostu importu i pogorszenia salda handlu zagranicznego, wymieńmy dwa. Po pierwsze, inwestycje. Mimo wyraźnej poprawy dotychczasowe ożywienie odbywało się w zasadzie bez zwiększenia inwestycji. Dopiero w czwartym kwartale kontrybucja nakładów brutto na środki trwałe do wzrostu stała się zauważalnie dodatnia (0,4 pkt proc.). Roczna dynamika w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku wyniosła 1,3 proc. To najlepszy wynik w ubiegłym roku, jednak jakże odległy choćby od 8,5 proc. odnotowanego w 2011 r., nie mówiąc już o dwucyfrowych zwyżkach w połowie poprzedniej dekady. Jeżeli mamy być świadkami wyraźnie szybszego wzrostu niż obecnie, a to przecież wszyscy prognozujemy, nie obędzie się bez znacznego przyspieszenia inwestycji. A nakłady na środki trwałe są i pozostaną importochłonne, nawet jeżeli w ostatnich latach uzależnienie Polski od zewnętrznych producentów wydatnie się zmniejszyło. I coraz wyraźniejsze sygnały – wyniki badań koniunktury, spadek depozytów przedsiębiorstw czy wreszcie nieśmiałe ożywienie kredytu – wskazują, że firmy zaczynają rozbudowywać potencjał wytwórczy, co szybko przełoży się na wzrost importu.

Drugim ważnym czynnikiem, któremu często niesłusznie poświęca się mało uwagi, są zmiany stanu zapasów w przedsiębiorstwach. Ta stosunkowo niewielka pozycja jest chyba najbardziej zmiennym komponentem strony popytowej w rachunku PKB, przez co jej wpływ na wzrost gospodarczy jest znacznie większy, niż wynikałoby z bezwzględnego poziomu. Patrząc na dane z ostatniej dekady, widać wyraźnie, że eksport netto również bardzo silnie reaguje na zmiany tej pozycji, przyrost zapasów wiąże się z widocznym pogorszeniem salda wymiany handlowej.

W minionym roku ten ważny dla importu element aktywności gospodarczej pozostawał stłumiony. W każdym z kwartałów 2013 roku wkład zmiany zapasów we wzrost był ujemny i – inaczej niż w przypadku innych elementów PKB – nie widać było wyraźnej poprawy w drugim półroczu. Nie ma zresztą powodu, by dziwić się ostrożnej polityce firm, biorąc pod uwagę poziom niepewności co do perspektyw ekonomicznych. Jednak na początku roku sytuacja zdaje się zmieniać. Najnowsze wskaźniki PMI sugerują, że aktywność zakupowa przedsiębiorstw w lutym nabrała wigoru, co może oznaczać, że firmy zaczynają wreszcie odtwarzać zapasy w znacznie szybszym tempie. A od tego już tylko nieduży krok od wzrostu importu.

Z powyższych przyczyn jest prawdopodobny w najbliższych miesiącach szybszy niż ostatnio wzrost importu. Ożywienie aktywności zakupowej może się odbić chwilową czkawką wzrostowi gospodarczemu, jednak w pewnym sensie nie powinniśmy się tego obawiać. Takie zwiększenie importu traktować trzeba by raczej jako potwierdzenie solidności wzrostu i ożywienia się keynesowskich zwierzęcych instynktów w gospodarce po bardzo już długim okresie ostrożności i szukania bezpieczeństwa. Może nawet powinniśmy go oczekiwać, nie obawiając się pogorszenia salda obrotów bieżących i przejściowego wahnięcia wzrostu PKB.

Publikacja jest częścią projektu „Konkurs na najlepszych analityków makroekonomicznych". Przedstawione w artykule opinie są wyrazem osobistych poglądów autora i nie powinny być interpretowane w żaden inny sposób.

Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego.

Ożywienie oparte jest na trzech szeroko rozstawionych podporach: przyśpieszającej konsumpcji i inwestycjach oraz wciąż silnym eksporcie netto. Prognozy ekonomistów nie pozostawiają wątpliwości – na kolejne kwartały przepowiadamy lepszą sytuację i coraz szybszy wzrost PKB w ujęciu rocznym, rosnący z kwartału na kwartał o 0,2–0,3 pkt proc. W sumie jest to dość monotonny obraz, który jednak przekonuje, że w całym bieżącym roku gospodarka niemalże bez trudu urośnie szybciej niż 3 proc.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację