Polscy dilerzy Mazdy skarżą się, że mogliby sprzedać więcej, ale centrala ich nie przysyła. Co potrzeba na dzisiejszym trudnym rynku, kiedy właściwie każdy producent ma przyzwoitą ofertę, żeby wyprodukować rynkowy hit?
W 2008 roku po kryzysie finansowym japońscy producenci zostali ugodzeni dodatkowo. Musieli borykać się z trzęsieniem ziemi i tragicznym w skutkach tsunami, a potem doszła do tego jeszcze powódź w Tajlandii, gdzie mamy fabryki. Jakby tego było mało umocnił się również jen. Wtedy wyjście było jedno: wymyśleć taki produkt, który zostanie zauważony na rynku, koszty musiały być najniższe z możliwych, bo inaczej, żeby auto było nie wiem jak doskonałe, byłoby zbyt drogie i nikt nie chciałby go kupić. Wtedy zaczęliśmy przygotowywać modele Mazda5, Mazda6 i Mazda3. I te modele zostały przychylnie przyjęte na rynku. Nie ukrywam, że w pewnym momencie pomógł w tym również słabnący, a obecnie słaby jen.
Podczas ostatnich salonów samochodowych Mazda wystawia praktycznie wyłącznie auta w kolorze czerwonym. Czy dlatego, żeby podkreślić, że fabryka produkująca czerwony pigment przetrwała i wróciła do pełnych mocy?
Czerwony, to w Azji kolor szczęścia i prosperity, a takie stoisko jest z daleka widoczne. Ale rzeczywiście mieliśmy po tsunami problem z czerwonym pigmentem.
Rozumiem, że przemalowanie aut na kolor szczęścia nie wystarczyłoby i Mazda po latach strat i kataklizmów musiała poddać się wyjątkowo głębokiej restrukturyzacji?