Polska, jak należy rozumieć, proponuje również „eksport" na forum europejskie naszej regulacyjnej specjalności – obowiązku giełdowego obrotu gazem (lub aukcji), wymierzonego w przedsiębiorstwa nadużywające pozycji rynkowej. To instrument znany prawu polskiemu (ale również np. węgierskiemu), który dobrze sprawdził się na rynku energii elektrycznej i został zastosowany na rynku gazu ziemnego (choć tutaj jego wprowadzenie napotyka opór krajowego giganta). Obowiązek giełdowego (bądź aukcyjnego) obrotu gazem ma walor transparentności i płynności, dlatego – na co wskazuje przykład z naszego kraju – z pewnością napotka opór europejskich czempionów gazowych. Polska chciałaby również, korzystając ze środków znanych prawu ochrony konkurencji, wprowadzić nakaz sprzedaży określonych instrumentów infrastruktury lub udziałów. Tego typu nakazy to silny środek, który może być skuteczną bronią przeciwko próbom przejęcia kontroli nad rynkiem przez podmioty zewnętrzne (np. Gazprom), ale również przez podmioty działające na rynku wewnętrznym UE. Niestety, na razie nie jest jasne, kto i na jakiej podstawie mógłby je stosować. Do tej pory były stosowane przez Komisję Europejską w postępowaniach antytrustowych wobec firm europejskich. Ich stosowanie wymaga istnienia jasnych i silnych podstaw, bo chodzi tu de facto o rodzaj wywłaszczenia. Doprecyzowanie tej propozycji jest niewątpliwie potrzebne.
Klauzule zakazane
W części rynkowej zwraca też uwagę propozycja stworzenia unijnego katalogu klauzul, które byłyby niedozwolone w kontraktach importowych. Do tej pory klauzule tego typu były eliminowane przez Komisję Europejską w indywidualnych postępowaniach dotyczących naruszenia art. 102 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Nie udało się jednak wyeliminować ich w pełni. Przyjęcie takiego katalogu jako rozwiązania obowiązującego na poziomie unijnym mogłoby zapewnić większą skuteczność i wsparcie dla państw członkowskich, które same w sobie nie radzą sobie z dyktatem dostawców narzucających klauzule zakazu odsprzedaży czy take or pay (bierz lub płać).
Pozytywnie należy ocenić te propozycje, które dotyczą rozwoju infrastruktury i zmierzają do uprzywilejowania rozbudowy infrastruktury przesyłowej w państwach Europy Środkowej i Wschodniej oraz budowy południowego korytarza gazowego, który ma dostarczać gaz z regionu Morza Kaspijskiego do UE. W ramach części infrastrukturalnej zwraca też uwagę na rozwój ropociągów, magazynów ropy naftowej oraz wsparcia dla nowych technologii jej przetwarzania.
W odniesieniu do infrastruktury elektrycznej i gazowej należy zwrócić uwagę, że zgodnie z prawem unijnym może być ona uwolniona spod niektórych rygorów, np. zasady dostępu stron trzecich. W ubiegłym roku Komisja Europejska poważnie wstrzymała możliwość uzyskania tego typu zwolnień w odniesieniu do gazociągu South Stream. Propozycje polskie mają możliwość takie zwolnienia ograniczyć i ukierunkować je na projekty dywersyfikacji dostaw. I tę propozycję należy ocenić pozytywnie.
Wyjść z martwego punktu
Przedstawione wybrane aspekty polskich propozycji dotyczącej powołania Unii Energetycznej dotykają najbardziej istotnych elementów budowy wspólnego rynku energii w Unii Europejskiej. Co ważne, w większości nie są formułowane jedynie z punktu widzenia partykularnego interesu jednego kraju. Nie interesuje mnie przy tym dyskusja, czy zostały sformułowane na użytek kampanii wyborczej czy też nie.
Polskie propozycje trafiły na dobry czas, i to nie tylko ze względu na Ukrainę i aneksję Krymu. Budowa wspólnych rynków energii elektrycznej i gazu ziemnego w Unii znajduje się obecnie w martwym punkcie, głównie ze względu na partykularyzm państw członkowskich. Nie tylko zresztą unijnej energetyce, ale i całej Unii Europejskiej potrzebny jest pozytywny projekt, który zbuduje podwaliny silnej europejskiej gospodarki. Polskie propozycje traktuję jako ważny test tego, czy Unia jest jeszcze efektywna jako gospodarcza całość zdolna do udziału w globalnej grze konkurencyjnej. To bardzo dobrze, że zostały postawione i że Europa chce o nich rozmawiać.