Prezes KHW: Brakuje strategii dla polskiego sektora węglowego

Wprowadzanie kopalń w stan uśpienia to bardzo kosztowny proces, ale niewykluczone, że przy dalszych spadkach cen węgla nie będziemy mieli innego wyjścia – mówi Roman Łój, prezes Katowickiego Holdingu Węglowego.

Publikacja: 07.05.2014 06:00

Roman Łój kieruje Katowickim Holdingiem Węglowym od grudnia 2010 r. Wcześniej pełnił w tej spółce fu

Roman Łój kieruje Katowickim Holdingiem Węglowym od grudnia 2010 r. Wcześniej pełnił w tej spółce funkcję wiceprezesa ds. handlowo-rynkowych. Z branżą górniczą związany jest od lat. Ukończył Politechnikę Śląską w Gliwicach, gdzie otrzymał tytuł magistra inżyniera mechanika.

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski TJ Tomasz Jodłowski

Katowicki Holding Węglowy radzi sobie znacznie lepiej niż inna śląska spółka - Kompania Węglowa. Mimo spadających cen węgla, w 2013 r. wypracowaliście około 43 mln zł zysku netto, a wypłaty pensji dla pracowników nie są zagrożone. Dlaczego Kompania wisi nad przepaścią, a KHW nie?

Trudno porównywać się z konkurencją, zwłaszcza że i my, podobnie jak cała branża węglowa, borykamy się z niską rentownością. To, że dziś radzimy sobie lepiej niż Kompania, to efekt działań wdrożonych już kilka lat temu. Najważniejsze jest pilnowanie kosztów i to nam się udaje robić, oczywiście w miarę możliwości. Osobną kwestią są bowiem relatywnie wysokie koszty wydobycia na Śląsku czy koszty pracownicze, które są efektem wypracowanych przed laty porozumień z załogą. Mimo spadających cen węgla na światowych rynkach, również i 2014 rok chcemy zakończyć na plusie. Szacujemy, że uda nam się uzyskać na koniec roku 50 mln zł zysku netto.

W jaki sposób?

Głównie dzięki zmianie oferty produktowej. Chcemy przestawić produkcję na węgiel gruby, który sprzedaje się znacznie lepiej i z lepszą marżą niż tzw. miały węglowe. W ubiegłym roku sprzedaliśmy 200 tys. ton asortymentu grubego i 300 tys. ton średniego. W tym roku chcemy jeszcze poprawić ten wynik. Odbiorcami tego typu surowca są głównie odbiorcy indywidualni, ale też mniejsze zakłady produkujące energię elektryczną i cieplną. Mimo tych działań energetyka zawodowa, czyli te największe elektrownie, wciąż stanowią ponad 60 proc. naszej sprzedaży. Jednak każdy procent wydobytego miału mniej, powoduje poprawę naszej rentowności.

Wielkie elektrownie wciąż wywierają presję na ceny węgla?

Niestety tak, choć zawirowania na Ukrainie nieco ostudziły ich zapędy. My ciągle powtarzamy naszym klientom, że przy naszej rentowności rzędu 2 – 3 proc. obniżka cen węgla o 5 – 10 proc. jest niemożliwa, bo spowodowałaby ujemny wynik ekonomiczny i utratę płynności finansowej przez naszą spółkę. Branży węglowej nie można traktować jak każdej innej. To sektor kluczowy dla naszego kraju, w którym energię produkuje się przede wszystkim z węgla.  Dlatego potrzebna jest wieloletnia strategia rozwoju dla całej branży.

Pana zdaniem brakuje takiej strategii?

Obawiam się, że polski rząd nie miał dotąd pomysłu, jak rozwiązać problemy branży. A czas jest wyjątkowo trudny. Ja tak dużych zwałów węgla w kopalniach i w elektrowniach nie pamiętam od 20 lat. To nie tylko kwestia niskich cen, ale też ciepłej zimy, która nie pozwoliła wykorzystać wytwórcom energii wszystkich zapasów oraz importu energii z Niemiec. Polska powinna być też bardziej skuteczna w przeciwstawianiu się polityce klimatycznej Unii Europejskiej, która zbyt ambitnie podchodzi do redukcji CO2, nie zważając na skutki dla przemysłu. Polski głos w tej sprawie musi być głośny, bo szeptu nikt nie słucha. Sytuację poprawiłoby też  wprowadzenie wieloletnich umów na sprzedaż węgla pomiędzy kopalniami, a elektrowniami.

Przecież takie umowy zawierane są już teraz.

To fikcja. W rzeczywistości pełnią one funkcję listu intencyjnego. Spółka energetyczna zobowiązuje się na zakup określonych ilości węgla przez kilka lat, ale cena surowca ustalana jest z roku na rok. To nie daje stabilności ani nam, ani elektrowniom, które nie mogą oszacować kosztów produkcji w dłuższym terminie.  Co więcej, elektrownie nie wywiązują się z tych umów. Wolą płacić kary umowne niż odbierać węgiel, którego ilość na zwałach wciąż rośnie. A przecież z kar umownych jeszcze żadna kopalnia nie wyżyła.

Wśród ekspertów coraz częściej słychać opinie, że brak poprawy sytuacji w branży może skutkować wygaszaniem najbardziej nierentownych kopalń. Zarząd KHW bierze pod uwagę taki scenariusz?

W pierwszej kolejności musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, by rozwiązać problemy w jak najmniej dotkliwy sposób dla pracowników. Wprowadzanie kopalń w stan uśpienia to bardzo kosztowny proces, ale niewykluczone, że przy dalszych spadkach cen węgla nie będziemy mieli innego wyjścia. Mniej radykalnym posunięciem byłoby obniżenie kosztów pracowniczych, które stanowią w naszym przypadku ponad 50 proc. kosztów. Oczekiwania pracowników są coraz większe, a my musimy przecież skutecznie konkurować nie tylko z węglem wydobywanym przez inne polskie spółki, ale też np. z węglem rosyjskim. Niestety, w tej kwestii nie pomaga nam inspekcja pracy.

Dlaczego?

Ponieważ nie pozwala nam na wypowiedzenie zbiorowego układu pracy i wdrożenie nowego, który - powiedzmy wprost - wprowadzałby mniej korzystne regulacje dla pracowników. Mniej korzystne oznacza - dopasowane do obecnych realiów całej branży, dające firmie szansę na przetrwanie trudnego czasu.  W konsekwencji, w wielu sprawach mamy związane ręce. Na koniec 2013 r. zatrudnialiśmy 16,8 tys. osób. W tym roku chcemy zmniejszyć zatrudnienie do 16,2 tys. Część osób odejdzie na emerytury, część skorzysta z programu dobrowolnych odejść, choć w tym ostatnim przypadku chętnych nie jest zbyt wielu. Tym co możemy zrobić, by poprawić naszą sytuację, jest skrócenie tygodniowego czasu pracy. Podjęliśmy już decyzję, że w maju albo w czerwcu w części kopalń skrócimy tydzień pracy z pięciu do czterech dni. Ponadto planujemy inwestycje, które pomogą nam zwiększyć efektywność pracy. Dotyczą np. transportu załogi pod ziemią, ograniczenia awaryjności czy lepszego gospodarowania materiałami i energią.

Jaką przyszłość widzi Pan przed śląskim węglem w kontekście obecnych problemów w branży i rosnącego znaczenia węgla z Lubelszczyzny, gdzie wydobycie jest nieporównywalnie tańsze?

Nie jestem pesymistą i nie powiem, że za 10 – 20 lat węgla na Śląsku nie będzie się wydobywać. Większość kopalń jest przygotowana do eksploatacji na 30 lat. W naszej grupie są nawet trzy zakłady, w których wydobycie szacowane jest na 50 – 60 lat. Wciąż poszukiwane są nowe zasoby, na rynku pojawiają się coraz to nowsze technologie, fedrowanie staje się coraz bardziej bezpieczne. Poza tym pojawiają się nowe formy wykorzystania węgla, jak na przykład badany w naszej kopalni Wieczorek proces zgazowania węgla pod ziemią do celów energetycznych. To wszystko sprawia, że górnictwo w Polsce będzie się rozwijać. Dotyczy to także Lubelszczyzny, ale powstanie kolejnych zakładów obok Bogdanki to horyzont co najmniej kilkuletni.

Patrząc na to, co dzieje się na rynkach światowych, widzi Pan szansę na poprawę sytuacji w branży już w tym roku?

Ceny węgla są już tak niskie, że trudno wyobrazić sobie dalsze spadki. Mam nadzieję, że nadchodzące lato będzie gorące, a tym samym znacząco wzrośnie produkcja chłodu. To oznaczałoby dla nas wzrost zapotrzebowania na węgiel opałowy i miał oraz pomogłoby zmniejszyć nasze zapasy. Cały czas liczę na to, że nie będziemy musieli sięgać po środki ostateczne i przetrwamy ten trudny czas.

Katowicki Holding Węglowy radzi sobie znacznie lepiej niż inna śląska spółka - Kompania Węglowa. Mimo spadających cen węgla, w 2013 r. wypracowaliście około 43 mln zł zysku netto, a wypłaty pensji dla pracowników nie są zagrożone. Dlaczego Kompania wisi nad przepaścią, a KHW nie?

Trudno porównywać się z konkurencją, zwłaszcza że i my, podobnie jak cała branża węglowa, borykamy się z niską rentownością. To, że dziś radzimy sobie lepiej niż Kompania, to efekt działań wdrożonych już kilka lat temu. Najważniejsze jest pilnowanie kosztów i to nam się udaje robić, oczywiście w miarę możliwości. Osobną kwestią są bowiem relatywnie wysokie koszty wydobycia na Śląsku czy koszty pracownicze, które są efektem wypracowanych przed laty porozumień z załogą. Mimo spadających cen węgla na światowych rynkach, również i 2014 rok chcemy zakończyć na plusie. Szacujemy, że uda nam się uzyskać na koniec roku 50 mln zł zysku netto.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację