Potrzebne są koncesje i zezwolenia, żeby je uruchomić. I to jak najszybciej. To bardzo ważne, bo węgiel nie tylko w Polsce wraca do łask i niekoniecznie musi być wydobywany z wielką szkodą dla środowiska. Ważne dodatkowo, bo kraje Unii Europejskiej, uzależnione od importu surowców energetycznych z Rosji, szukają nowych rozwiązań w energetyce.
Austriacy dadzą sobie radę, bo zawsze łatwiej się potrafili porozumieć z Rosjanami niż jakikolwiek inny kraj UE. Premier Węgier Viktor Orban publicznie sprzeciwia się sankcjom, tłumacząc, że zaszkodzą one i Europie, i Węgrom, więc rząd w Moskwie będzie mu to pamiętał. Nawet Niemcy, którzy aostatnio usztywnili stanowisko wobec Kremla ze swoim 40-procentowym uzależnieniem od rosyjskiego gazu, też dadzą sobie radę. W wypadku Polski jest jednak inaczej.
To dlatego, jak najszybciej musi zostać dokończony terminal gazowy w Świnoujściu i musimy szukać nowych źródeł energii, czy będzie to gaz łupkowy, czy też węgiel. A że znalezione pokłady surowców umożliwią stworzenie nowych miejsc pracy, to dodatkowy ważny argument. I naprawdę się nie liczy, kto będzie go wydobywał.
Warto jednak się zastanowić, dlaczego w tej sytuacji tak długo trwa wydawanie koncesji dla firm, które tym wydobyciem miałyby się zajmować. Zapewne w tle opóźnień jest spór między Bogdanką i Global Mineral Prospects, a urzędnicy się obawiają odwołań i odpowiedzialności za podjęte decyzje. Być może także procesów sądowych. Mimo wszystko trudno jest zrozumieć, że wniosek Bogdanki jest rozpatrywany już od roku. Zupełnie jakby dotyczył nieważnej sprawy i mało liczącej się dziedziny.