W tym wydarzeniu przypadło mi nie tylko przewodniczenie walnemu zgromadzeniu, ale również  jego reprezentowanie w celu uzyskania zgody Komisji Nadzoru Finansowego na zmianę w składzie zarządu, polegającą na powołaniu nowego prezesa. Te zadania nasunęły kilka refleksji, którymi chciałbym się podzielić.

Udzielenie zgody przez KNF ?zajęło niemal miesiąc, co było i tak okresem o wiele krótszym niż ?w znanych mi przypadkach prezesów niektórych banków. W przypadku prezesa jednego z banków, który uzyskał zgodę mniej więcej w tym samym czasie, jak podawała prasa, oczekiwanie na jej wydanie trwało ?11 miesięcy. Udzielenie zgody poprzedzone jest wnikliwym sprawdzaniem przeszłości kandydata oraz dokumentacji dotyczącej jego działalności w innych organach oraz instytucjach, w których pracował. Zwykle przynajmniej znaczna część tej dokumentacji jest utajniona, co utrudnia jakiekolwiek działania wyjaśniające, o ile ich inicjatorem nie będzie sam urząd Komisji.

Okolicznością, która będzie źle oceniana, może być negatywna ocena jego postępowania, wyrażona przez akcjonariuszy dawnego pracodawcy czy przez regulatora nadzorującego daną instytucję. Stawia to kandydatów w szczególnej sytuacji, bo rozpowszechnienie informacji, że nie są akceptowani przez regulatora rynku finansowego może oznaczać praktycznie koniec kariery zawodowej. Komisja zwykle nie kwapi się z wydawaniem decyzji negatywnych, raczej czeka, kiedy sam kandydat (lub akcjonariusze) dojdzie do wniosku, że nie jest on osobą pożądaną. Problemem jest również, co może robić kandydat, zazwyczaj powołany warunkowo, w okresie oczekiwania na zgodę. Z prawnego punktu widzenia nie jest on członkiem zarządu, nie może z tego tytułu reprezentować spółki ani głosować. Rozsądne wydaje się powierzenie mu stanowiska np. doradcy, pozwalającego na ewentualny udział bez prawa głosowania w posiedzeniach zarządu, dostęp do wszelkich dokumentów spółki i tak dalej.

Wydaje się, że nadzorca znacznie dokładniej bada kandydata, niż może to uczynić sam akcjonariusz kontrolujący spółkę.