Chociaż jest najsilniejszą gospodarką świata, przegrywa z Chinami. Jeśli spojrzymy na PKB najważniejszych gospodarek świata, to zobaczymy, że w 2012 r. PKB Unii Europejskiej wyniósł 16,1 bln dol., Stanów Zjednoczonych mniej, bo 15,7 bln, a Chin – 12,4 bln (dane MFW). A mimo to Chiny i USA dokonują ekspansji gospodarczej w krajach Afryki czy na Bliskim Wschodzie, chcąc zaspokoić swoje potrzeby energetyczne i surowcowe na kilkadziesiąt lat naprzód. Szczególnie wyróżniają się w tej dziedzinie Chiny. A Europa?
Europa przegrywa, gdyż skupia się nad rozwiązaniem problemu krzywizny bananów etc. Brakuje jej przywództwa oraz wizji rozwoju, a biurokraci, by być potrzebni, zaczynają zajmować się tworzeniem i rozwiązywaniem sztucznych problemów. Europa nie potrafi sama sobie postawić diagnozy, czego chce, dokąd zmierza.
To pogłębia kryzys, gdyż zduszona konsumpcja wewnętrzna nie tworzy nowej przestrzeni gospodarczej, a każde z państw Unii walczy o przetrwanie na własną rękę.
Najsilniejsze kraje UE, takie jak Niemcy (PKB równy 3,2 bln dol.) czy Francja (2,3 bln dol.), jakoś sobie radzą, ale słabsze, te, w których spadła konsumpcja wewnętrzna, zaczynają się buntować. Państwa działają na własną rękę, a Unia zaczyna się chwiać. Europa dwóch prędkości potrzebuje spójnej polityki gospodarczej, wzrostu inwestycji zewnętrznych, większego dostępu do surowców (Afryka, Bliski Wschód), wzorem Chin i USA.
Najsilniejsza gospodarka świata cierpi na brak efektu skali, bo nie wytworzyła silnych wspólnych mechanizmów (chińskie fundusze mają aktywa liczone w setkach miliardów dolarów, a China Investment Corporation – ponad 1 bln dol.) promujących eksport i inwestycje zagraniczne – tak by europejskie przedsiębiorstwa mogły liczyć na podobne wsparcie w ekspansji na świecie.