Mam wrażenie, że wracamy do tej epoki. Jedna z organizacji przedsiębiorców, Lewiatan, krytycznie oceniła pomysł posłów, żeby dyrektorzy szkół wraz z rodzicami ustalali co wolno, a czego nie wolno sprzedawać w szkolnym sklepiku, jakie napoje, słodycze, jakich producentów. Po czym szybko i konstruktywnie uzupełniła, że wykaz produktów, które mogą być sprzedawane w sklepikach szkolnych, powinno przygotować Ministerstwo Zdrowia (wykazu towarów w sklepiku po drugiej stronie ulicy nie przewiduje się).
Z kolei ministerstwo finansów chce wprowadzić dzienne limity sprzedaży smartfonów, po przekroczeniu których sprzedaż zostałaby objęta mechanizmem odwrotnego obciążenia VAT. „Postulujemy rezygnację z określania dziennego limitu wartości sprzedaży na rzecz np. limitu obejmującego wartość pojedynczej transakcji sprzedaży (pojedynczej faktury)" – proponuje organizacja. Z kolei minimalne wynagrodzenie dla cudzoziemców - specjalistów nie powinno wynosić, jak chce rząd, 5475 zł, tylko „wysokość minimalnego wynagrodzenia powinna być ustalana na poziomie regionalnym, nie niższym niż wynagrodzenie oferowane na danym stanowisku pracy w konkretnym regionie, w zależności od sytuacji na lokalnym rynku pracy".
Słowem jest krytyka i jest konstruktywne rozwiązanie.
Problem w tym, że organizacja przedsiębiorców przyjęła logikę urzędników i posłów w kółko tworzących przepisy i regulacje. W żadnym z tych trzech przypadków nie powiedziała, że to co proponują, jest w ogóle bez sensu. Że nie ma powodu, by państwo ustalało, ile ma wynosić wynagrodzenie minimalne cudzoziemca o wysokich kwalifikacjach, bo samo sformułowanie wygląda śmiesznie. Ani jakie cukierki wolno sprzedawać w sklepiku szkolnym oraz ile smartfonów można sprzedać dziennie, by nie wpaść w specjalną procedurę podatkową. Zamiast wysłać do kosza - próbuje doskonalić.
W jednym przypadku przepis służy pokryciu nieudolności policji i prokuratury w ściganiu przekrętów z VAT-em, w dwóch pozostałych to po prostu urzędniczo-poselska hiperaktywność, w trosce nie o cudzoziemców albo uczniów, lecz by uzasadnić sens własnego istnienia. Konstruktywna krytyka Lewiatana pokazuje, jak głęboko zakodowane jest przekonanie, że państwo może się mieszać do każdej sfery życia, gospodarki czy przedsiębiorczości.