Jego kwintesencją jest kalkulacja Indeksu Sprawiedliwości Społecznej. Jest on liczony jako średnia ważona z 27 ilościowych i ośmiu jakościowych wskaźników dotyczących: ochrony przed ubóstwem, edukacji, rynku pracy, zróżnicowania społecznego i ochrony zdrowia.
Syntetyczny indeks wyliczony na podstawie tych danych cząstkowych okazał się dla Polski bardzo korzystny. Zajęliśmy w Unii 15. miejsce, uzyskując wynik niemal równym średniej unijnej. Co więcej, okazaliśmy się krajem najszybciej podnoszącym standard życia i niwelującym różnice społeczne wśród wszystkich państw unijnych. Być może dlatego, że wynik okazał się dla nas tak korzystny, media w ogóle nie zainteresowały się tym badaniem (dla nich dobra wiadomość to zła wiadomość). Jedyne omówienie znalazłem na prywatnym blogu Pawła Wimmera.
Metoda pomiaru oparta na wskaźnikach naturalnych jest zawsze kontrowersyjna. Zarówno dobór wskaźników cząstkowych, jak i ich standaryzacja, a zwłaszcza agregacja, zawsze mają charakter subiektywny i wyniki trzeba traktować ze sporą ostrożnością. Dlatego są instytucje, które odżegnują się od takiej metody, prezentując jedynie wskaźniki cząstkowe.
Robi tak na przykład jedna z najpoważniejszych instytucji badawczo-statystycznych należąca do OECD. Od lat gromadzi tego typu dane (27 wskaźników dla 45 najważniejszych państw świata; zbiór The Better Life Index), obrazujące rożne aspekty dobrobytu, ale nie agreguje ich ani tym bardziej nie próbuje tworzyć rankingu państw. W tym roku badania zostały rozszerzone. Pokazano sytuację w 362 regionach państw OECD. Wyniki są dostępne zarówno w postaci książkowej (How's Life in Your Region? Measuring Regional and Local Well-being for Policy Making), jak i w internecie (OECD Regional Well-Being: A Closer Measure of Life – http://www.oecdregionalwellbeing.org). Nie ma w nich wielkiej niespodzianki. Mamy bardzo dobre wskaźniki cząstkowe w jakości kształcenia i bezpieczeństwie. Średnio wypadamy pod względem dostępności pracy, gorzej niż średnio w ochronie środowiska i służbie zdrowia, a kiepsko – w porównaniu z najbogatszymi krajami – biorąc pod uwagę wynagrodzenia, zaangażowanie społeczne i dostępność mieszkań. Wyniki te nie są sprzeczne z naszą wiedzą ani optymistyczną oceną Bertelsmana (jesteśmy w tyle, ale przesuwamy się do przodu). Na tym jednak wnioski OECD się kończą. Nie stworzono hierarchizacji państw, bo badania mają służyć nie wywoływaniu sensacji, lecz „lepszemu rozumieniu świata i komunikacji społecznej". To, czego nie zrobiła instytucja badawcza OECD, uczyniła „Gazeta Wyborcza" w tekście: „Polska to jedno z najtrudniejszych miejsc do życia? Tak twierdzi OECD w swoim raporcie". Autor zastosował metodę psa statystyka (gdy statystyk idzie na spacer z psem, to średnio mają trzy nogi). Dodał wskaźniki cząstkowe, wyciągnął z nich średnią i wyszło mu, że tak źle jak w Polsce jest tylko w Turcji i Meksyku.
Nieważne, że OECD tak nie twierdzi. Ważne, że można rozpłakać się nad niedolą w Polsce i nakarmić sensacją głodnych złych wieści czytelników. Bo my, Polacy, kochamy biedę i sensację.