Tak członkowie Rady Polityki Pieniężnej mogą odpowiedzieć na zarzuty kompletnej nieprzewidywalności, które pojawiły się już po jej październikowej decyzji, a po listopadowej niechybnie jeszcze się nasilą. Sternicy polityki pieniężnej dwa razy z rzędu zaskoczyli bowiem ekonomistów. Najpierw obniżyli główną stopę procentową o 0,5 pkt proc., tłumacząc to koniecznością walki z deflacją, a potem – gdy powszechnie oczekiwano dalszego łagodzenia polityki pieniężnej – postanowili stopy utrzymać, choć nawet prognozy NBP sugerują, ?że wzrost cen jeszcze długo będzie poniżej celu inflacyjnego tej instytucji.
To prawda, że przewidywalność polityki pieniężnej ma duże znaczenie dla jej skuteczności. Nie da się też ukryć, że RPP pod tym względem ustępuje decyzyjnym gremiom innych banków centralnych, m.in. z powodu swojej liczebności. Ale w tym wypadku przytyki, że „RPP zaskoczyła nawet samą siebie", są niesprawiedliwe.
W gospodarce fakty zmieniają się bowiem często. W październiku wydawało się, że polska gospodarka hamuje, a w tych warunkach deflacja rzeczywiście może być niebezpieczna. Wprawdzie spadek cen, który obserwujemy ostatnio w Polsce, nie jest spowodowany dekoniunkturą, tylko czynnikami będącymi poza kontrolą RPP, ale można zrozumieć, że ta chciała zademonstrować swoją czujność.
Tak czy inaczej, dziś wydaje się, że spowolnienie to już przeszłość. A w warunkach dynamicznego rozwoju gospodarki deflacja zagrożeniem nie jest. Jest nim natomiast zbyt niski poziom stóp procentowych, który zniechęca do oszczędności (a więc ujemnie wpływa na przyszłe inwestycje), zaburza alokację kapitału i stwarza ryzyko baniek spekulacyjnych, np. na rynku mieszkaniowym. Dobrze więc, że jastrzębie z RPP były w stanie przekonać gołębie, że z cięciem kosztu pieniądza nie ma się co spieszyć.