Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Przedsiębiorcy, a przede wszystkim konsumenci, na swój sposób dostosowują się do rosnących obciążeń fiskalnych. W Polsce wrażliwość na wzrost cen takich produktów jak alkohol czy papierosy jest dosyć duża. Nic dziwnego, że po podwyżce konsumenci natychmiast zaczynają rozglądać się za produktem tańszym. Zwykle oznacza to zakup towarów nielegalnego pochodzenia – z przemytu czy pokątnej produkcji. Rośnie więc szara strefa. Ale kwitnie też turystyka zakupowa, bo po podwyżce akcyzy na alkohol o 15 proc. okazało się, że mamy najwyższy taki podatek wśród naszych sąsiadów (wyższy nawet niż w Niemczech).

Straty budżetu wynikające z nieprzemyślanej polityki podatkowej są coraz większe. W tym roku zamiast planowanych o 780 mln zł większych wpływów do budżetu z tytułu podwyżki akcyzy, w najlepszym razie uda się uzyskać dochody na poziomie z zeszłego roku. Do tego trzeba doliczyć ubytki w podatku CIT (bo producenci przy spadku sprzedaży zarobią mniej) oraz VAT.

Coraz więcej budżet traci też na rozwijającej się szarej strefie na rynku alkoholi. Według bardzo umiarkowanych szacunków to już ok. 2,8 mld zł rocznie (VAT, akcyza i podatki dochodowe), według tych pesymistycznych – 8 mld zł.

Dowodów na to, że zbyt wysoka podwyżka podatków niesie negatywne efekty dla budżetu, jest całe mnóstwo. Aż trudno uwierzyć, że resort finansów nie potrafi wyciągnąć wniosków ze swoich doświadczeń. I tu trzeba postawić pytane, kiedy w końcu fiskus zacznie się uczyć na własnych błędach?