Operatorzy zajmujący się dostarczaniem papierowych listów boleśnie odczuli konkurencję ze strony e-maili. Proces tzw. e-substytucji sprawił, że segment usług listowych od czasu wydania książki Gatesa skurczył się o kilkadziesiąt procent. Odczuła to również rodzima Poczta Polska (PP), której przychody z tytułu dostarczania listów co roku spadają o 4 proc. rocznie.

Wzorem zachodnich poczt, spółka postanowiła ze swojej słabości zrobić broń i wskoczyć na głęboką wodę e-biznesu. I słusznie, bo z cyfrową rzeczywistością nie da się walczyć, a można na niej zarobić. Liczby i prognozy mówią same za siebie. Wartość rodzimej gospodarki internetowej szacuje się dziś na co najmniej 100 mld zł, a według Deloitte w 2016 roku już co piąty dolar przeznaczony na świecie na zakupy, wydany zostanie właśnie w sieci. To właśnie e-handel staje się jednym z motorów napędowych rozwiniętych gospodarek. Badania pokazują, że już co trzeci Polak robi zakupy online kilka razy w miesiącu. Państwowy operator docenił ten potencjał i wprowadził tzw. ofertę parasolową, oferując klientom e-commerce dostęp do całej gamy usług – od wysyłki paczki przez konto i kredyt w Banku Pocztowym czy polisę po e-usługi Envelo. Im więcej usług znajdzie się w koszyku klienta, tym mniej zapłaci za poszczególne usługi.

Na ocenę skoku PP w internetową rzeczywistość jest jeszcze zbyt wcześnie. Droga, którą wybrał niedawny monopolista, daje jednak szansę na zasypanie powiększającej się dziury w przychodach. Sam z niecierpliwością czekam, gdy w przyszłym roku wprowadzi on usługi skanowania zawartości przesyłek i udostępniania ich obrazu online oraz e-umowy, czyli własnego systemu podpisywania elektronicznych dokumentów.