Więcej osób może się na to zdecydować, dopiero gdy Urząd Regulacji Energetyki uwolni ceny, które dzisiaj w przypadku odbiorców indywidualnych są zatwierdzane. Dla firm już zostały uwolnione i widać wzrost zainteresowania tańszymi dostawami energii. Czy jednak w roku wyborczym ktokolwiek podejmie tak odważną decyzję? Energia jako element stałych kosztów utrzymania to jedna z murowanych pozycji w domowych budżetach.
Jeśli spytać kogokolwiek, czy energia w Polsce jest droga, oczywiście padnie odpowiedź twierdząca. Czy będzie taka sama, jeśli chodzi o jej oszczędzanie? Mam wrażenie, że przynajmniej próby obniżenia zużycia energii w domu znalazły się w kategorii dziwactw właściwych emerytom i ekologom – tych nie można uznać za wiarygodną próbę całego społeczeństwa. Energia jest marnotrawiona na niesamowitą skalę – uliczne latarnie czy oświetlenie w tramwaju w środku słonecznego dnia to żaden ewenement. Nie warto już wspominać o czymś tak wyczerpującym jak wyciągnięcie z kontaktu ładowarki do telefonu czy wyłączenie na noc telewizora z trybu oczekiwania. Sam robię to od wielu lat, więc wśród znajomych mam opinię osoby mającej obsesję mrugających światełek.
Dopiero skok cen skłoniłby niektórych przynajmniej do zastanowienia się, ile energii zużywają, i uświadomienie sobie, że nie jest to dobro spadające z nieba, tylko produkowane z dużym wysiłkiem, zwłaszcza dla środowiska naturalnego. Warto pomyśleć, choćby patrząc na rzęsiście oświetlone nocami centra handlowe, w których przecież nikogo nie ma. Te rachunki przecież ktoś musi zapłacić i ciekawe, na kogo koszty zostaną przerzucone.