Daje autorom okazję do pokazania się w roli świetnie wykształconych ekonomistów znających prawo Laffera, o którym prawie nic nie wiedzą eksperci ministerstwa. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Krzywa Laffera nie bardzo daje się zastosować do analizy bieżących zjawisk podatkowych, a dane statystyczne wcale nie są jednoznaczne. Przypomnijmy, że krzywa narysowana przez Artura Laffera (podobno był wtedy na lekkim rauszu i rysował na serwetce restauracyjnej) przedstawia zależność, zgodnie z którą po przekroczeniu pewnej wysokości stawki podatkowej dochody fiskusa przestają rosnąć, a nawet mogą maleć. Krzywa ta jednak, jak każda abstrakcja ekonomiczna, nie uwzględnia czynnika czasu (jest raczej obrazem sytuacji, która zdarzyłaby się w nieskończonym kontinuum identycznych gospodarek różniących się wysokością podatków). A w szarej rzeczywistości czas nieubłaganie płynie i niekiedy dzieją się rzeczy niespodziewane, zwłaszcza gdy podwyżka podatków jest zapowiedziana lub powszechnie uznana za bardzo prawdopodobną. Jak łatwo się domyślić, w takiej sytuacji ludzie zwiększają zakupy dóbr niepsujących się, co wywołuje wzrost cen. Producenci wcześniej osiągną wysokie zyski, a do budżetu wcześniej wpłyną wyższe dochody z podatków.