Daje autorom okazję do pokazania się w roli świetnie wykształconych ekonomistów znających prawo Laffera, o którym prawie nic nie wiedzą eksperci ministerstwa. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Krzywa Laffera nie bardzo daje się zastosować do analizy bieżących zjawisk podatkowych, a dane statystyczne wcale nie są jednoznaczne. Przypomnijmy, że krzywa narysowana przez Artura Laffera (podobno był wtedy na lekkim rauszu i rysował na serwetce restauracyjnej) przedstawia zależność, zgodnie z którą po przekroczeniu pewnej wysokości stawki podatkowej dochody fiskusa przestają rosnąć, a nawet mogą maleć. Krzywa ta jednak, jak każda abstrakcja ekonomiczna, nie uwzględnia czynnika czasu (jest raczej obrazem sytuacji, która zdarzyłaby się w nieskończonym kontinuum identycznych gospodarek różniących się wysokością podatków). A w szarej rzeczywistości czas nieubłaganie płynie i niekiedy dzieją się rzeczy niespodziewane, zwłaszcza gdy podwyżka podatków jest zapowiedziana lub powszechnie uznana za bardzo prawdopodobną. Jak łatwo się domyślić, w takiej sytuacji ludzie zwiększają zakupy dóbr niepsujących się, co wywołuje wzrost cen. Producenci wcześniej osiągną wysokie zyski, a do budżetu wcześniej wpłyną wyższe dochody z podatków.
Skalę tego zjawiska można dość precyzyjnie oszacować. Przez pierwsze trzy kwartały 2013 r. średnia sprzedaż alkoholu wynosiła 29 mld zł, była o 2,2 proc. wyższa niż przed rokiem. Czwarty kwartał jest zawsze dla tego rynku najlepszy ze względu na sezon imieninowy, święta oraz sylwestra. W 2013 r. był wyjątkowo dobry, bo sprzedaż (rok wcześniej wynosząca 37,6 mld zł) wzrosła do 54,5 mld zł. Oznacza to, że „na zapas" kupiono alkohol za około 15 mld zł, co stanowiło ok. 80 proc. rocznego przyrostu sprzedaży. Zyski producentów zwiększyły się zatem pięciokrotnie. Niewątpliwie marzyli, aby taka dynamika występowała już zawsze. Ekstra zarobił także budżet, bo stabilne w poprzednich latach dochody z akcyzy wzrosły przez rok z 6,5 do 7,1 mld zł.
Cudów jednak nie ma. Raz zjedzonego ciasteczka nie można w przyszłości jeszcze raz skonsumować. W zeszłym roku produkcja alkoholu, zwłaszcza mocnego, spadła. Jest bardzo prawdopodobne, że oprócz wykorzystywania zapasów wpływ na to miały: zmiana struktury spożycia, zwiększony przemyt i rozkwitające samozaopatrzenie. Są to zjawiska, z którymi trzeba się było liczyć, bo zawsze występują przy zmianie podatków, ale mają charakter przejściowy. W końcu konsumenci zaaprobują wyższą cenę półlitrówki (średnio o 2 zł), bo lepiej tyle zapłacić, niż zatruć się wynalazkiem.
Na podstawie zakupów przedświątecznych można sądzić, że ludzie już się pogodzili z faktem, że alkohol jest droższy. A to sprawi, że dochody z akcyzy pójdą w górę. Podobnie jak dochody producentów, z czego ucieszy się także Putin; to jego biznesmeni dostarczają nam takie staropolskie wódki, jak Żubrówka czy Soplica.