To także był gorący kwiecień, gdy wskutek ludzkiej ignorancji, pychy i głupoty doszło do największej katastrofy w dziejach energetyki jądrowej. Teraz - po 29 latach od wybuchu czarnobylskiego reaktora, ukraińskie władze zdecydowały się ostatecznie wyłączyć z eksploatacji trzy ocalałe z hekatomby bloki.
Jednak elektrowni atomowej nie da się wyłączyć tak jak światła w pokoju. Sama decyzja mogła zapaść dopiero wtedy, gdy zaplanowany został szczegółowo cały proces zamykania. Teraz wiemy, że w Czarnobylu potrwa on do 2028 roku.
Co w tym czasie będzie się działo? Ano rzeczy, które wcale nie są ani łatwe ani bezpieczne. Byłam cztery lata temu w tej elektrowni, wchodziłam do zniszczonego sarkofagu w specjalnym skafandrze, a dozymetr na ubraniu stukał jak szalony. Widziałam nowy sarkofag budowany przez francuski koncern, bo stary przecieka i przepuszcza zgromadzone w nim śmiertelne promieniowanie coraz mocniej.
Pracujący przy sarkofagu i w elektrowni zmieniali się co dwa tygodnie - dwa tygodnie pracujesz i mieszkasz w opustoszałym Czarnobylu, a dwa tygodnie jedziesz odpocząć daleko stąd; pooddychać czystym powietrzem. Bo przy elektrowni, jak mówił ówczesny dyrektor, można dziś sadzić kapustę i kartofle, ale jeść bezpiecznie to za jakieś 25 tysięcy lat.
A teraz do tego wszystkiego dochodzi jeszcze odłączanie trzech, wciąż pracujących reaktorów. Oznacza to m.in. uwolnienie bloków od zużytego paliwa jądrowego. Ma ono zostać umieszczone w specjalnym „bezpiecznym" podziemnym magazynie (mogilniku) o nazwie HOJAT-1. Nie podano, gdzie zbiornik się ma znajdować. Potem trzeba będzie wszystkie części reaktorów zakonserwować, tak by już nigdy nie mogły zostać wykorzystane i nie stały się źródłem promieniowania. Później trzeba coś zrobić z terenem elektrowni, na którym pozostanie wielki nowy sarkofag. Wszystko to potrwa ponad 10 lat, ale jak zapewniają władze, będzie z korzyścią dla przyrody i ludzi. A co najważniejsze zostanie przeprowadzone w pełni bezpiecznie.