Po pierwsze, dowodzi, że Europa się ocknęła. Zrozumiała, że albo zmusi państwowego kolosa ze Wschodu do respektowania reguł wolnej konkurencji, albo będzie skazana na dyktat firmy, której działania są przedłużeniem polityki Kremla. Rosjanie – nie tylko zresztą w sprawie gazu, ale także np. importu żywności – usiłują prowadzić w Europie politykę „dziel i rządź". Negocjują z poszczególnymi krajami, ustawiając niektóre w roli prymusów, a inne – chłopców do bicia, zależnie od aktualnych potrzeb Kremla. UE jako największy rynek świata na takie traktowanie się nie godzi i – jak widać – umie to wyegzekwować.
Po drugie, akcja przeciwko Gazpromowi zwiększa szanse budowy unii energetycznej, a dokładnie wprowadzenia do niej zasady, że Komisja Europejska może zyskać wgląd w projekty kontraktów gazowych, by sprawdzić, czy nie naruszają zasad konkurencji. W Europie Zachodniej przeciwnicy tej zasady podnoszą larum, że urzędnicy będą się mieszać w relacje między równymi sobie prywatnymi firmami. Dowody zebrane w czasie śledztwa przeciwko Gazpromowi pokazują czarno na białym, że w interesach z nim o równości nie ma mowy.
Po trzecie, ruch Brukseli wzmacnia nadzieje mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej na tańszą energię. Także w bliskiej perspektywie – trwają właśnie negocjacje cenowe PGNiG z Gazpromem.
Po czwarte wreszcie, postępowanie przeciwko Gazpromowi dowodzi, że wbrew temu, co sugeruje kremlowska propaganda, nie jest prawdą, jakoby Polacy byli dotknięci antyrosyjską fobią. Śledztwo wszczęto na wniosek Litwinów, postępowanie antymonopolowe przygotowała Dunka, a zatwierdziła je Komisja składająca się z przedstawicieli 28 krajów całej Unii. Rosyjskie „dziel i rządź" przestaje działać.