Droższe uprawnienia do emisji mają podnieść atrakcyjność inwestowania w tzw. niskoemisyjne źródła energii. Spowodują jednak, że zdrożeje energia produkowana przez oparte głównie na węglu polskie elektrownie.
Unia popełnia błąd, chcąc w kwestiach środowiskowych być bardziej papieska od papieża. To tym bardziej ryzykowna polityka, że Bruksela negocjuje właśnie traktat TTIP, który ma z UE i Stanów Zjednoczonych uczynić liczącą miliard konsumentów wielką wspólną strefę ekonomiczną, narzucającą światu swoje standardy. Nim uda się je narzucić i zebrać z tego tytułu śmietankę, my, Europejczycy, ryzykujemy, że nasze fabryki i miejsca pracy powędrują za Atlantyk, gdzie już dzisiaj koszty energii są znacząco niższe niż na Starym Kontynencie. Mogą się też wynieść niedaleko, na Białoruś.
Ryzyko to dotyczy zwłaszcza Polski napędzanej energią z węgla. U nas podwyżki cen prądu z tytułu unijnej polityki środowiskowej nałożą się na zwyżkę wymuszoną przez branżę energetyczną, która prowadzi kosztowne inwestycje. A jeśli dodać do tego przyświecającą politykom ideę, by za ratowanie rozrzutnego państwowego górnictwa zapłacili w ostatecznym rozrachunku konsumenci energii, perspektywy stają się fatalne.
Już teraz energochłonne firmy, choćby gigant hutniczy ArcelorMittal, kolędują u rządzących o zniżki podatkowe. Wskazują, że obecne ceny energii są zbyt wysokie, by mogli dalej inwestować w Polsce. Gdy prąd zacznie jeszcze bardziej drożeć, kolejka błagających o odpuszczenie prądowej akcyzy potężnie się wydłuży. Jeśli rząd ulegnie, ktoś będzie musiał uzupełnić stan państwowej kasy, płacąc wyższe podatki. Jeśli rząd nie ulegnie, a Unia dalej będzie forsować dotychczasową politykę, polski przemysł czekają trudne czasy. Już dzisiaj kupmy chusteczki, by pomachać na pożegnanie fabrykom i miejscom pracy, które będą się wyprowadzać tam, gdzie bardziej się ceni pomyślność pracujących ludzi niż ambicje ekologów.