Reklama
Rozwiń

Gaz, którego nikt nie potrzebuje

Nawet w Rosji przeświadczenie o absurdalności nowej gazociągowej inwestycji Gazpromu jest duże. Turecki Potok to projekt wyłącznie polityczny.

Publikacja: 09.05.2015 15:47

Iwona Trusewicz

Iwona Trusewicz

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Rosyjscy analitycy nazwali gazociąg z Rosji do granicy turecko-greckiej „drogą donikąd". To trafne określenie. Turecki Potok jest jeszcze bardziej polityczny i bezsensowny, aniżeli jego poprzednik - gazociąg South Stream, który zakończył się spektakularnym fiskiem w grudniu, będąc już w fazie budowy.

Gazprom stracił na nim ponad 5 mld dol.. Do tego zamiast umocnienia pozycji i nowych, większych kontraktów, otrzymał unijne dochodzenie antymonopolowe i coraz skuteczniejsze inicjatywny uniezależnienia się lub zmniejszenia zakupów rosyjskiego gazu. M.in. Bułgaria, Rumunia, Grecja i Serbia chcą zbudować połączenia gazociągowe między sobą, by móc kupować i przesyłać gaz od czy do sąsiada.

Co w tej sytuacji robi Gazprom? Ogłasza oficjalny start budowy gazociągu z Rosji po dnie Morza Czarnego do Turcja a tam dalej do granicy z Grecją. To nie byłoby głupie, bo gazociąg Błękitny Potok, którym teraz płynie rosyjski gaz do Ankary, ma za małą moc na potrzeby rosnącej tureckiej gospodarki. Nowa rura na 10-20 mld m3 byłaby ekonomicznie uzasadniona.

Ale nie o to przecież chodzi, by budować coś, co będzie zarabiać. Chodzi o pokazanie siły i zmuszenie drugiej strony do przyjęcia narzuconych reguł gry. Dlatego moc przesyłowa Tureckiego Potoku ma wynosić 68 mld m3 gazu rocznie. Tutaj nawet rosyjscy specjaliści pukają się w czoło.

Gazociąg urywa się na granicy z Grecją, dokąd dotrze 47 mld m3 gazu (reszta pozostaje w Turcji). Pytanie: co z tym gazem zrobić? Rosjanie manili Greków gazowym hubem, ale gdy okazało się, że Grecy owszem są chętni, lecz za rosyjskie pieniądze, to rozmowy umilkły. Teraz Gazprom chciałby, by unijne kraje zainteresowane tym gazem same zbudowały gazociągi odbiorcze do hubu. Ale tutaj odzewu brak. Komisja Europejska już ostrzegła Greków i aspirujących do członkostwa Serbów, że zgoda na gazociąg w zamian za rosyjskie ulgi cenowe czy inne profity jest niezgodna z prawem Wspólnoty.

Reklama
Reklama

W efekcie Serbia ogłosiła w piątek, że gazu z Tureckiego Potoku nie potrzebuje a rury do siebie nie wpuści. To burzy kolejny pomysł Gazpromu, by gaz przesyłać na Węgry i dalej. A 47 mld m3 to jedna trzecia tego co Zachód kupuje teraz w Gazpromie. Kto przełknie dodatkowo tak dużo gazu, nie wiadomo.

Jestem pewna że nie wie tego ani Gazprom, ani Kreml tak naprawdę podejmujący wszystkie kluczowe gazowe decyzje. I bardzo dobrze. Więcej takich pomysłów z Moskwy a polska idea unijnej unii energetycznej w końcu się ziści.

Rosyjscy analitycy nazwali gazociąg z Rosji do granicy turecko-greckiej „drogą donikąd". To trafne określenie. Turecki Potok jest jeszcze bardziej polityczny i bezsensowny, aniżeli jego poprzednik - gazociąg South Stream, który zakończył się spektakularnym fiskiem w grudniu, będąc już w fazie budowy.

Gazprom stracił na nim ponad 5 mld dol.. Do tego zamiast umocnienia pozycji i nowych, większych kontraktów, otrzymał unijne dochodzenie antymonopolowe i coraz skuteczniejsze inicjatywny uniezależnienia się lub zmniejszenia zakupów rosyjskiego gazu. M.in. Bułgaria, Rumunia, Grecja i Serbia chcą zbudować połączenia gazociągowe między sobą, by móc kupować i przesyłać gaz od czy do sąsiada.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
Ukraina po 3,5 roku wojny: wiatr wieje w oczy, pomoc wygasa, a planu B brak
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Panika nad wyschniętą kałużą
Opinie Ekonomiczne
ArcelorMittal odpowiada Instratowi
Opinie Ekonomiczne
Jak zasypać Rów Mariański deficytu finansów publicznych w Polsce
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Cud zielonej wyspy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama