Dlaczego próbuję zainteresować czytelników mało ciekawym wyliczaniem zadań budżetu miasta? Otóż dlatego, że nie są to zwykłe plany samorządowców, ale projekty działań wybrane rok temu przy budowaniu budżetu obywatelskiego miasta. Projekty złożyli, a potem wybrali najlepsze w głosowaniu łodzianie, miasto przeznaczyło na ich realizację 40 mln zł. Uważam, że z punktu widzenia władzy wszystko poszło bardzo ładnie: ułamek ułamka miejskich pieniędzy zostanie wydany na prace, które tak na dobrą sprawę powinni sfinansować szefowie samorządu.

Ale i druga strona tych działań okazała się sprytna. Według obliczeń w głosowaniu wzięło udział 175 tys. mieszkańców miasta, czyli z grubsza jedna trzecia. Wielu uważa, że z powodu bardzo nieostrych wymagań spora grupa głosowała wielokrotnie i stąd się wziął ten oszałamiający wynik.

W tym roku ustala się powoli norma, pewnie już na lata – pieniędzy na budżet obywatelski tyle samo, projektów nieco mniej, te do realizacji wybrane będą także w głosowaniu.

Wygląda więc na to, że udało się szybciutko oswoić pomysł, który mógł – i powinien – być przynajmniej przez dłuższy czas czymś ożywczym w jednostajnej młócce między tzw. władzą lokalną i społeczeństwem.

Trochę szkoda.