To ostatni taki boom naszej gospodarki

Najważniejsze, by najbliższe lata wykorzystać na faktyczną modernizację polskich firm oraz zmianę sposobu myślenia i działania sektora publicznego – pisze ekonomista.

Publikacja: 04.08.2015 21:00

To ostatni taki boom naszej gospodarki

Foto: materiały prasowe

Polska gospodarka rozwija się dziś w solidnym tempie. I choć w otoczeniu zewnętrznym nie brakuje zagrożeń, to jest szansa, że wkracza w fazę dłuższego ożywienia, które może potrwać trzy, cztery lata. Patrząc w dłuższym horyzoncie, trzeba jednak postawić pytanie, czy nie jest to już ostatni okres tak silnej ekspansji polskiej gospodarki? Długa lista strukturalnych wyzwań może bowiem sprawić, że pod koniec dekady tempo rozwoju gospodarczego znacząco – i co gorsza na trwałe – spowolni.

Proste rezerwy na wyczerpaniu

Łatwe do uzyskania rezerwy rozwojowe w naszej gospodarce wyczerpują się. Dotyczy to w szczególności trendów demograficznych oraz skuteczności modelu opartego na imitacji i niskich kosztach pracy.

Prognozy jednoznacznie wskazują na stopniowe wyludnianie się kraju i starzenie się naszego społeczeństwa, co spowoduje zmianę relacji na rynku pracy – przy malejącej podaży narastać będzie presja na wzrost płac. To jednak nie wszystko.

Po pierwsze, wygasa właśnie tzw. renta pokojowa, przez lata: w związku z sytuacją geopolityczną, gospodarka mogła ponosić relatywnie małe koszty zapewniania poczucia bezpieczeństwa obywatelom. Ta epoka spokoju się jednak skończyła, za czym będą musiały pójść znacznie większe wydatki na obronność.

Dziś szczycimy się tym, że „dobijamy" z tymi wydatkami do 2 procent PKB, tymczasem w latach 80. w krajach NATO wydatki na armię kształtowały się na poziomie 3–5 procent PKB.

Po drugie, narasta presja proekologiczna. Dziś Polska jest trzecią pod względem intensywności emisji (w przeliczeniu na jednostkę PKB) gospodarką w Unii Europejskiej. Dostosowanie się do wymagań ekologicznych będzie rodzić koszty, które przełożą się na gospodarkę w postaci relatywnie wyższego niż w innych krajach wzrostu cen energii.

Po trzecie wreszcie, gospodarkę w coraz większym stopniu obciążać będą koszty powstałej w ostatnich latach infrastruktury – tej potrzebnej i tej niepotrzebnej. Została ona wybudowana w dużej mierze za pieniądze unijne, ale jej utrzymanie to już nasz koszt.

Zagrożeniem nie są Chiny, ale roboty

W kontekście globalnych procesów największe zagrożenie dla obecnego modelu polskiej gospodarki wydaje się tkwić w możliwości pojawienia się nowych, tańszych wytwórców. Taka sytuacja może w stosunkowo krótkim czasie doprowadzić do ograniczenia napływu potencjału produkcyjnego z zagranicy.

I niekoniecznie nasze miejsca pracy przejmą Chińczycy czy Wietnamczycy. Może się bowiem okazać, że największe zagrożenie nadejdzie z innego kierunku, z tendencji do automatyzacji i robotyzacji procesów.

Ostatnie lata przyniosły olbrzymi wzrost inwestycji w tego typu rozwiązania, co jest pochodną ich spadających cen, rosnącej uniwersalności oraz niskiego kosztu kapitału. Tendencja ta prowadzi do zmiany kryteriów decydujących o lokowaniu inwestycji – w jej obliczu maleje znaczenie kosztów pracy, a wzrasta znaczenie jakości i „zaawansowania" otoczenia biznesowego oraz kosztów i stabilności dostaw energii.

Najbardziej wrażliwe firmy małe i średnie

W dynamicznym otoczeniu zewnętrznym i w obliczu zmian wewnętrznych zapewnienie trwałego rozwoju wymaga, by czas dobrej koniunktury wykorzystać na radykalne zmiany w sposobie konkurowania i działania firm. Przede wszystkim muszą one polegać na zwiększeniu stopnia umaszynowienia produkcji, co przyczyni się do wzrostu wydajności i zapewni tym samym uzasadnienie dla wzrostu płac.

Potrzebne są także znacznie większa innowacyjność oraz inwestycje we własne marki. To dwa filary konkurencyjności opartej na wyróżnianiu się na rynku, klucz do znacznie mniejszej wrażliwości cenowej, wyższych i stabilniejszych marż.

Proces opisanych wyżej zmian musi dotyczyć przede wszystkim małych i średnich firm. To w tym segmencie znaczną część stanowią biznesy wyrosłe na boomie lat 90., które od tamtego czasu niewiele się zmieniły.

W przypadku właścicieli wielu z tych firm odpowiedzią na nadchodzące wyzwania powinna być sprzedaż biznesu – wówczas ci, którzy chcą rozwijać działalność, będą mieli okazję do skokowego zwiększenia jej skali, a tym samym zwiększenia możliwości inwestowania.

Przedsiębiorcy, których czujność zostanie uśpiona przez stosunkowo dobrą koniunkturę i nie zrobią nic lub niewiele, mogą za kilka lat obudzić się w nowej rzeczywistości, w takiej, w której nie będzie dla nich miejsca. Dołączą do firm z Hiszpanii, Grecji czy Portugalii, które przespały moment zmian strukturalnych w gospodarce i dziś nie ma ich już na rynku.

Zmiany sektora publicznego

Nadchodzące lata muszą być także wykorzystane do zmian w modelu i sposobie funkcjonowania sektora publicznego. Gospodarka oparta na wiedzy wymaga znacznie bardziej zaawansowanego otoczenia biznesowego niż oparta na kosztach. Tymczasem porównania jakości naszego systemu społeczno-gospodarczego (chociażby wskaźniki Global Competitiveness Index) wyraźnie wskazują, że choć zniwelowaliśmy dystans do krajów południa Europy, to wciąż dzieli nas przepaść w stosunku do tych, które w Europie wyznaczają standardy innowacyjnej, opartej na wiedzy gospodarki (Niemcy, Skandynawia).

Istotą zmian w sektorze publicznym musi być odejście od biurokratyczno-administracyjnego podejścia do firm z pozycji pana i władcy na rzecz partnera biznesu. Tylko sojusz obu sektorów – publicznego i prywatnego – a nie ich wzajemna walka i ścieranie się, może zapewnić Polsce sukces w globalnej gospodarce.

Kluczowe najbliższe lata

Jeśli wierzymy, że droga do długofalowego sukcesu Polski wiedzie przez dodawanie kolejnych kilometrów autostrad, to za kilka lat mocno się rozczarujemy. Kluczowe jest to, czy najbliższe lata zostaną wykorzystane do faktycznej modernizacji polskich firm oraz zmiany sposobu myślenia i funkcjonowania sektora publicznego.

Jeśli tak się nie stanie, jeśli przejemy unijne fundusze, by zapewnić sobie bardziej wygodne życie, to za kilka lat gospodarka okaże się zbyt słaba, by udźwignąć koszty utrzymania rozbudowanej infrastruktury. Słabe finanse publiczne nie będą w stanie poradzić sobie z presją demografii (wydatkami na służbę zdrowia czy opiekę społeczną), a słabe państwo będzie mieć duży problem, by być gwarantem bezpieczeństwa naszych granic.

Autor jest dyrektorem w Biurze Analiz Ekonomicznych Banku Pekao oraz członkiem Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację