Telewizyjna przedwyborcza debata między liderkami dwóch najważniejszych partii raczej niewiele zmieni wynik wyborczy, ale mimo to ważne jest, by dotyczyła konkretnych rozwiązań.

Na tydzień przed wyborami praktycznie nie znamy całych programów obu partii. Obiecywane przez nie hojne wydatki są znacznie większe, niż może dźwignąć budżet, nie wspominając już o wymaganiach Brukseli. Z naszych wyliczeń wynika, że program PiS oznacza zwiększenie wydatków o 55 mld zł rocznie, a Platformy o 20 mld zł. Natomiast niejasno zostały przedstawione sposoby sfinansowania tych wydatków. Wyraźnie widać, że albo obietnice wyborcze nie zostaną w pełni zrealizowane, albo niektórzy Polacy będą musieli zapłacić wyższe podatki.

Kampanie wyborcze to niestety taki okres, w którym politycy wielu rzeczy nie mówią. Opowiadają tylko to, co może ucieszyć wyborców. Dlatego nie oczekujmy, że ktoś ogłosi choćby zmniejszenie dotacji do różnych marnotrawnych części gospodarki. Ale trzeba mieć nadzieję, że żadna z dyskutujących pań nie zapowie zwiększenia deficytu budżetu, który i tak na przyszły rok zaplanowano na wysokim poziomie.

Wyjaśnienia wymaga jeszcze wiele bardzo fundamentalnych spraw. W kampanii wyborczej bardzo rzadko pojawiała się choćby sprawa ratowania najbardziej chorej części sfery publicznej, czyli służby zdrowia. Niejasna jest też przyszłość systemu emerytalnego. Platforma ograbiła jego część, która miała nas chronić w przyszłości, a PiS obiecuje obniżenie wieku emerytalnego, co musi doprowadzić do obniżenia świadczeń.

Dlatego ważne, żeby debata rozwiała konkretne wątpliwości, zwłaszcza dotyczące gospodarki i przedsiębiorców. By kolejny raz nie trzeba było słuchać o szkolnych sklepikach czy historycznych rozliczeniach. Tematem dyskusji powinna być przyszłość.