Wzór do naśladowania

Gdybyśmy spytali obywateli Europy, z czym kojarzą im się Niemcy, najczęściej usłyszelibyśmy: z najsilniejszą gospodarką Europy, wysoką jakością produktów, innowacyjnością.

Publikacja: 29.10.2015 20:00

Włodzimierz Kiciński

Włodzimierz Kiciński

Foto: Rzeczpospolita, Dariusz Golik

Nie powinniśmy bezkrytycznie przyjmować wszystkie niemieckie rozwiązania i pomysły na funkcjonowanie gospodarki.

Zarówno w Niemczech, jak i Polsce (art. 20 Konstytucji RP) obowiązuje system społecznej gospodarki rynkowej. Jej model wywodzi się z ordoliberalnej myśli ekonomicznej, której centralnym punktem jest wolność jednostki wraz z jej gospodarczą aktywnością na rynku. Mechanizm rynkowy działa jednak w ramach prawnych i regulacyjnych stanowionych przez państwo. Wraz ze swymi instytucjami zapewnia ono porządek w funkcjonowaniu rynku, chroniąc jego konkurencyjność i ograniczając deformujące konkurencję działanie koncernów.

Ukształtowanie ładu gospodarczego w wyniku samodzielnego gospodarowania i inicjatyw jednostek ludzkich wymaga stosowania takiej polityki gospodarczej, która zmierza do zapewnienia wzrostu, stabilności cen, możliwie pełnego zatrudnienia przy ochronie praw pracowników na rynku pracy, by przynosić ludziom „korzyści i dobrodziejstwa". Takie cele polityki wykluczają stosowanie instrumentów destabilizujących mechanizm rynkowy we wszystkich obszarach. Ład gospodarczy wyklucza też uprzywilejowanie grup interesów i bezpośrednie ingerencje punktowo rozbijające rynkową konkurencję. Rozdawnictwo nie buduje gospodarki, zakłóca jej porządek i powoduje marnotrawienie społecznych zasobów.

Błędy też były

Błędy polityki gospodarczej wynikające z braku poszanowania ładu gospodarczego, podporządkowanie się poprawności politycznej bądź kierowanie się falami populistycznych ideologii widać także w ekonomii Niemiec. Ponieważ dotyczy to największej europejskiej gospodarki, często drgania przenoszone są zwielokrotnionym echem do innych krajów współpracujących z Niemcami, a nawet – w wyniku naśladownictwa silniejszego – powodują one znaczące zmiany w całej Europie. Nie tylko dobre przykłady są zaraźliwe.

Pierwszym obszarem, którym chcielibyśmy się zająć, jest polityka energetyczna, czyli dziedzina, w której Polska ma swoje żywotne interesy. Po katastrofie w Fukushimie Niemcy zdecydowały się radykalnie zmienić politykę energetyczną, decydując się na całkowite wyłączenie do 2022 r. wszystkich reaktorów. Postawienie na odnawialne źródła energii wydawało się przemyślanym ruchem. Założono, że najtrudniejszym okresem będzie pierwsze 15 lat od zakończenia procesu inwestycyjnego. Projekty OZE muszą być w tym czasie dotowane, gdyż przy sporo wyższych kosztach inwestycyjnych (które będą sukcesywnie spadać) w porównaniu z energią opartą na źródłach konwencjonalnych nie będą w stanie obsłużyć zaciągniętego na ich realizację długu i zapewnić inwestorom zwrotu z inwestycji.

O ile założenia nowej niemieckiej polityki energetycznej są czytelne i dosyć przejrzyste, o tyle jej wpływ na sferę realną i sam sektor energetyczny budzi coraz więcej wątpliwości.

Po pierwsze: udział OZE w mikście energetycznym Niemiec przekroczył właśnie 28 proc., ale rynek handlu energią u naszych sąsiadów stał się nieprzewidywalny i labilny. Wbrew obawom wiatr i słońce generują nie zbyt mało, ale zbyt dużo prądu, co powoduje zakłócenia w systemie energetycznym. Operatorzy farm wiatrowych i paneli fotowoltaicznych mogą uznać to za sukces, ale dla operatorów sieci przesyłowych sytuacja taka to olbrzymi ból głowy. Sieci nie są w stanie absorbować tak dużej ilości prądu, są przeciążone, dlatego też konieczne są krótkoterminowe wyłączenia elektrowni, co zagraża bezpieczeństwu całego systemu.

Dzieje się tak dlatego, że w przeciwieństwie do energii pochodzącej ze źródeł konwencjonalnych dotowaną przez podatnika energią z OZE nie handluje się na giełdzie, ponieważ ustawa o OZE gwarantuje odbiór każdej kilowatogodziny energii odnawialnej po stałej cenie zapewniającej jej producentom opłacalność, która jest wyższa od cen handlu hurtowego. Wniosek dla Polski jest taki: definiując system wsparcia dla OZE, musimy zadbać o zbudowanie nowych linii przesyłu energii, inaczej nasz system może bardzo szybko się zatkać.

Po drugie: na przykładzie Niemiec widzimy, że megadotacje dla OZE drastycznie deformują grę rynkową, czyli relacje między podażą a popytem. Interwencje rynkowe strony publicznej do tego stopnia zakłóciły kształtowanie się cen na giełdzie energetycznej EEX w Lipsku, że projekty inwestycyjne stały się nierentowne. Gwarancje odbioru energii dla operatorów OZE powodują, że elektrownie konwencjonalne na gaz i węgiel konkurują ze sobą o coraz mniejszy kawałek tortu, co zbija cenę giełdową energii. Jest ona dwa razy niższa niż przed trzema laty.

Przyczyna spadku cen leży wyłącznie po stronie OZE w czasie szczytowego zapotrzebowania na prąd, czyli w godzinach południowych, kiedy popyt na energię jest największy. Taka sytuacja zakłóca rachunek ekonomiczny nowych, systemowo niezbędnych elektrowni gazowych, których udział w produkcji energii w Niemczech spadł z 14 proc. w 2010 do poniżej 8 proc. obecnie. Supernowoczesne nowe elektrownie gazowe o sprawności przekraczającej 60 proc. albo nie zostały uruchomione, jak Statkraft w Nadrenii, albo pracują na pół gwizdka, jak Siemens pod Ingolstadtem.

Zmiana polityki energetycznej poprzez zastosowane instrumentarium wsparcia OZE doprowadziła – z pewnością wbrew intencjom ustawodawcy – do wypierania energetyki gazowej nie tylko przez OZE, a przecież gaz miał wspierać energetykę odnawialną. Gaz przegrywa również walkę z niechcianym węglem, a tego nikt nie pożądał ani nie przewidywał. Jest to jednak zrozumiałe, gdyż warunki funkcjonowania energetyki opartej na węglu są nieporównanie korzystniejsze. Dlatego też nadal powstają nowe, supernowoczesne elektrownie oparte na najtańszym obecnie węglu brunatnym, jak oddana niedawno do użytku elektrownia RWE w Neurath za ponad 2,5 mld euro.

Pożeracze korzystają

Po trzecie: przedsiębiorcom opłaca się czasami zużywać więcej prądu, gdyż rząd federalny wprowadził wiele instrumentów wsparcia dla producentów szczególnie energochłonnych (zwolnienia z dopłat do EEG). System ten jest ostatnio monitorowany przez Komisję Europejską, która podejrzewa w nim niedozwoloną pomoc publiczną. Podobnie krytykowany jest system dopłat promujących szczególnie energochłonne branże (huty stali, aluminium etc.), które mogą dostawać gotówkę za ograniczanie produkcji w przypadku zagrożenia blackoutem energetycznym.

Wniosek dla nas wydaje się oczywisty: nie powinniśmy rozważać żadnego systemu rekompensat dla energochłonnej części naszego przemysłu. System ten nawet w Niemczech okazał się nieefektywny, podatny na nadużycia i pewno nie do końca zgodny z zasadami pomocy publicznej UE.

Niemcy generalnie stanowią kopalnię wiedzy na temat różnych pomysłów wsparcia producentów zielonej energii. Okazuje się, że majsterkowanie przy regulacjach ograniczających funkcjonowanie rynku energii prowadzi często do zupełnie kontraproduktywnych efektów. Koszty szaleństwa ekologicznego są na tyle wysokie, że mogą zakłócić równowagę finansową wielu sektorów realnej gospodarki.

Szefowie niemieckiej branży energetycznej (Siemensa, RWE i EON, z których tylko dwie ostatnie firmy drastycznie obniżyły swoją wartość rynkową na skutek odpisów na atom i energetykę konwencjonalną) mówią otwartym tekstem, że Niemcy wybrały złą drogę. Zmiana reguł gry wobec OZE w kierunku rozwiązań bardziej rynkowych jest tylko kwestią czasu.

Nasza racja stanu

Polską racją stanu jest racjonalność energetyczna, zapewniająca konkurencyjność naszych producentów i niedrenująca naszych kieszeni jako konsumentów energii. Przyglądajmy się zatem doświadczeniom niemieckim w tym zakresie, ale sami wyciągajmy wnioski, ucząc się na błędach innych. Z pewnością nie należy się zachłystywać modelem niemieckim, bo nie jest on skrojony na nasze możliwości, a poza tym wymaga gruntownego remontu, co przyznają też jego najwięksi zwolennicy.

W niemieckiej społecznej gospodarce rynkowej warto uważnie przyglądać się regulacjom na rynku pracy. Zasady stworzone wcześniej z udziałem pracodawców, związków zawodowych reprezentujących pracowników i regulowanych przez państwo w formie aktów prawnych przestały skutecznie działać. Wszędzie tam, gdzie przedkładano wąsko rozumiane interesy grupowe nad logikę gospodarczą, wybuchały kryzysy. Strajki kolejarzy, pilotów lotniczych, służb medycznych dowiodły, że wybiórcze akceptowanie interesów wąskich grup nie jest właściwą i efektywną formą budowy ładu gospodarczego. Preferencje dla jednej grupy są kosztem innych.

Niemcy, podobnie jak my w Polsce, mają problemy z eliminowaniem konkurencji pomiędzy interesami silnych grup zawodowych. Stopniowo jednak, kierując się wskazaniami ordoliberalnego porządku (słowo nieprzyjemnie brzmiące w naszym kraju), zmierzają do eliminowania skrajnych interesów grupowych, wyłączając z regulacji elementy atomizujące gospodarkę i budują elastyczny, lecz poddany rygorom prawa rynek pracy. Zrównoważenie interesów pracodawców i pracobiorców z silnymi akcentami ochrony pracowników, odrzucenie grupowych interesów, otwarcie zawodów koncesjonowanych odpowiada modelowi współczesnego gospodarowania. Możemy wiele skorzystać na wykorzystaniu niemieckich wzorów przy kształtowaniu polskiego konkurencyjnego, ale i elastycznego rynku pracy, z którego rozumieniem i uporządkowaniem mamy tak wiele problemów.

Fachowiec bez magistra

Możemy też czerpać z pozytywnych wzorców systemu kształcenia zawodowego w Niemczech i bliskiej im Austrii. Potrzebne jest nam ponowne włączenie do systemu edukacji szkół zawodowych współpracujących z zakładami pracy oraz rozszerzenie nauki zawodu w technikach, by kształcić specjalistów potrzebnych gospodarce, mogących od razu znaleźć zatrudnienie w małych i średniej wielkości przedsiębiorstwach. Współpraca pomiędzy systemem szkolnictwa i firmami powinna także u nas sprzyjać szybkiemu zatrudnianiu młodych ludzi, których kwalifikacje zawodowe pozwalają zarobkować i mogą być sukcesywnie rozwijane zarówno w szkołach, jak i w miejscu zatrudnienia, umożliwiając rozwój i samodzielne działanie w mikrofirmach.

Godne odnotowania są niemieckie doświadczenia w realizacji polityki równoważenia deficytu budżetowego. Po latach ekspansji fiskalnej władze federalne zmierzają do zrównoważenia budżetu w celu zapanowania nad wielkością długu publicznego. My, choć mamy zapisane konstytucyjnie ograniczenia długu publicznego, planujemy kolejny deficyt w budżecie państwa i zakładamy, że nad długiem pozwoli nam zapanować stały wzrost PKB. W polityce pieniężnej potrafiliśmy wcześniej wyciągnąć wnioski, a NBP mocno opowiada się za utrzymywaniem wartości pieniądza, tak jak to czyni Bundesbank.

Nowym wyzwaniem dla Polski będzie polityka ochrony konkurencji i tworzenia takich ram prawnych i regulacji, w których nie będą mogły wygrywać patologiczne działania wielkich koncernów. Słabość i bezczynne tolerowanie skandalicznych poczynań takich firm jak ADAC (manipulowanie wynikami plebiscytu na ulubione auto Niemców, fałszerstwa menedżerów) czy ostatnio Volkswagen stanowi dowód, iż brak instytucjonalnych ograniczeń deformuje rynek. Cierpią na tym konsumenci, a fasadowy nadzór nad konkurencyjnością rynku wraz z nadmiernym faworyzowaniem dominujących graczy prowadzi do skandali, zapaści finansowej branż i trudnych do oszacowania skutków utraty reputacji narodowego przemysłu.

Wyciągając wnioski dla Polski, można powiedzieć, że powinno nam zależeć na budowaniu odpowiednich ram regulacyjnych i prawnych w gospodarce. Długookresowy wzrost nie jest możliwy bez silnych instytucji państwa. Warto je wzmacniać, ucząc się na dobrych wzorcach, ale trzeba też wyciągnąć wnioski z tych poczynań, które nie okazały się sukcesami.

Problem uchodźców

Sprawa, która w drastyczny sposób wpłynęła na sytuację wewnętrzną w wielu krajach UE, jest polityka imigracyjna i kryzys uchodźców wywołany w dużej mierze przez nierozumną postawę rządu niemieckiego i Angeli Merkel. Wojna w Syrii nie trwa od czterech lat. Uchodźcy syryjscy byli do tej pory bez większych problemów lokowani w obozach dla uchodźców w Libanie (ok. 1 mln) i Turcji (ponad 2 mln).

Zamiast zaproponować tym krajom wsparcie finansowe na utrzymanie i powiększenie tych obozów, UE głosem kanclerz Merkel zaczęła zapraszać uchodźców na swoje terytorium. Romantyzmu starczyło Niemcom na krótko: najpierw szybko i bezrefleksyjnie zapraszali uchodźców wojennych z Syrii do swojego kraju, potem nagle zmienili stanowisko, wprowadzając kontrole graniczne na granicach z Austrią i Czechami, zawieszając tym samym funkcjonowanie układu z Schengen. To kryzys UE sprowokowany na własne życzenie.

Kompromitacją okazuje się też budowa nowego lotniska Berlin Brandenburg, gdzie opóźnienie sięga kilku lat, nikt nie panuje nad kosztami inwestycji i nie wiadomo, kiedy projekt będzie ukończony. Opóźnienia w realizacji autostrad w Polsce to małe piwo w porównaniu do przekroczeń harmonogramu inwestycji w Niemczech.

W dzisiejszym zglobalizowanym przez technologię i informację świecie dominują wzory dyktowane przez najsilniejszych graczy. Kierują się oni nie tylko efektywnością i racjonalną skutecznością swych rozwiązań, ale też własnymi narodowymi interesami. W krajach średniej wielkości, a do takich zalicza się Polska, należy uważnie, przy zachowaniu niezbędnego krytycyzmu i rozwagi, odnosić się do pomysłów i rozstrzygnięć z importu.

Nie wszystko co duże jest piękne. W gospodarce liczą się tylko te rozwiązania, które udowodniły swą skuteczność. W dobie gospodarki innowacyjnej naśladownictwo ma ograniczoną wartość. Prawdziwe umiejętności to: krytyczna analiza, dobry wybór i skuteczne wdrożenie.

Włodzimierz Kiciński, były prezes Nordea Banku, były wiceprezes KGHM, kurator BPS SA;

Maciej Stańczuk, wiceprezydent Pracodawcy RP, były prezes WestLB Polska i Polimex SA

Nie powinniśmy bezkrytycznie przyjmować wszystkie niemieckie rozwiązania i pomysły na funkcjonowanie gospodarki.

Zarówno w Niemczech, jak i Polsce (art. 20 Konstytucji RP) obowiązuje system społecznej gospodarki rynkowej. Jej model wywodzi się z ordoliberalnej myśli ekonomicznej, której centralnym punktem jest wolność jednostki wraz z jej gospodarczą aktywnością na rynku. Mechanizm rynkowy działa jednak w ramach prawnych i regulacyjnych stanowionych przez państwo. Wraz ze swymi instytucjami zapewnia ono porządek w funkcjonowaniu rynku, chroniąc jego konkurencyjność i ograniczając deformujące konkurencję działanie koncernów.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację