Powinniśmy dyskutować nie o tym, czy państwo powinno wspierać rynek i przedsiębiorców, ale jak ich wspierać. Pamiętając przy tym, że nie ma przysłowiowych darmowych obiadów . Jeśli oczekuje się od państwa wsparcia, to również państwo ma prawo realizować określoną wizję polityki rozwoju i realizować ją we współpracy z przedsiębiorcami, którzy korzystają z publicznego wsparcia.
Słowem-kluczem, coraz częściej obecnym w wystąpieniach polityków, jest innowacyjność. Odmieniana we wszystkich przypadkach, ta innowacyjność ma zapewnić polskiej gospodarce stabilny rozwój w kolejnych dekadach, uczynić z niej jednego z europejskich „tygrysów", pomóc w ściągnięciu młodych Polaków z emigracji. Mam wrażenie, że hasło innowacyjności zastąpiło lansowane przez lata, a dzisiaj nieco ośmieszone hasło postępu.
Problem w tym, że aby móc tę innowacyjność realizować, konieczne jest stworzenie odpowiednich warunków. A to wymaga nie tylko wielkiego nakładu pracy, lecz również potężnych pieniędzy. Nie oszukujmy się – w polskich realiach jedynym podmiotem, który może temu zadaniu podołać, jest państwo. I to nie dlatego, że polski biznes nie ma wystarczającego potencjału, by wspierać innowacyjne przedsięwzięcia, lecz dlatego, że nie ma woli, by budować chociażby takie więzi między światem nauki i biznesu, jakie z powodzeniem funkcjonują w wielu krajach.
Najprostszym i jednocześnie jednym z bardziej efektywnych modeli współpracy na rzecz innowacyjności są platformy tworzone przez wielkie firmy i uczelnie. Zasady są jasne: zyskiem uczelni są środki na projekty badawcze, a zyskiem prywatnych sponsorów – opracowywane w ramach takiej współpracy projekty. W Polsce tego typu porozumienia istnieją w szczątkowej formie. O wiele częściej można usłyszeć narzekania na brak tego typu współpracy.
Motorem dla innowacyjności – i to w sferze rzeczywistej, nie propagandowej – w minionych dwóch dekadach okazały się projekty realizowane ze środków publicznych, w tym naturalnie unijnych. Z tej perspektywy można powiedzieć, że sprawdziła się koncepcja specjalnych stref ekonomicznych. Dobrym przykładem będą dwie SSE zarządzane przez Agencję Rozwoju Przemysłu SA – strefa Euro-Park Mielec i Euro-Park Wisłosan (z siedzibą w Tarnobrzegu). W ośrodkach, które miały wszelkie szanse podzielić upadek innych przemysłowych ośrodków ery Polski Ludowej, stworzono swoiste inkubatory innowacyjności. Mielec słynie z założonych jeszcze przed wojną zakładów lotniczych, ale warto wspomnieć również o ciekawych programach edukacyjnych i rozwojowych, realizowanych we współpracy ARP, samorządów i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Z kolei strefa tarnobrzeska może się pochwalić – jako jedyna w Polsce – dwoma klastrami edukacji zawodowej, działającymi w Tarnobrzegu i w Radomiu. Działa tam również Inkubator Technologiczny w Stalowej Woli. Realizowana przez ARP, a przyjęta rok temu strategia, przynosi widoczne efekty. Także w postaci działalności spółki ARP Venture, wspierającej firmy, których pomysły są nie tylko innowacyjne, lecz jednocześnie perspektywicznie rynkowo.