Ale większość Rosjan nie ma wątpliwości, że dla zwycięstwa warto było takie ofiary ponieść. I że wielki wódz Józef Stalin miał rację, wymagając takich poświęceń od swych poddanych.
Dwa miesiące temu rosyjscy hakerzy pomogli wybrać na prezydenta USA Donalda Trumpa, kończąc dzięki temu trwające nieco ponad 2,5 roku oblężenie Rosji. Oblegający używali tym razem narzędzi polityczno-ekonomicznych. Zarówno sankcji handlowych i finansowych, jak i wpływów na światowych rynkach, dzięki którym wymusili gwałtowny spadek cen największego eksportowego skarbu Kremla, ropy naftowej. Rosja zapłaciła za to ogromną cenę – trzy lata recesji, spadek poziomu życia, osłabienie siły nabywczej rubla i straty idące w dziesiątki miliardów dolarów. Ale i tak przygniatająca większość Rosjan nie ma wątpliwości, że ich przywódca się nie mylił, a koszty i wyrzeczenia warto było ponieść.
Nie ma wątpliwości: Władimir Putin przetrwał oblężenie. Z początku jego krajowi zadano miażdżący finansowy cios. Cena ropy naftowej niespodziewanie spadła w ciągu pół roku o 60 proc., a znawcy rynku sugerowali, że jest to wynik gry umiejętnie sterowanej z Waszyngtonu. I rujnująco niskie dla Rosji ceny utrzymywały się przez kolejne dwa lata, choć cierpieli na tym również amerykańscy producenci ropy i gazu z łupków, a sprzymierzeni z USA arabscy szejkowie zarabiali mniej, niżby mogli.
Jednak rządy prezydenta USA mogą trwać tylko osiem lat, a Władimir Putin może rządzić w nieskończoność. Wybór Donalda Trumpa prawdopodobnie oznacza, że polityka skutecznych sankcji wobec Rosji się kończy. Choć formalnie w Białym Domu rezyduje jeszcze stary lokator, arabscy sojusznicy USA błyskawicznie doszli do porozumienia w sprawie działań na rzecz ograniczenia podaży ropy na rynku. W rezultacie ceny ropy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy wzrosły o ponad 20 proc. – i na tym się zapewne nie skończy. A Rosja już wkrótce może się pożegnać z recesją i zacząć odrabiać straty z okresu oblężenia.
Powodzenie Władimira Putina nie powinno nas aż tak dziwić. Władimir to w końcu imię wielkich rosyjskich władców – poczynając od księcia kijowskiego Włodzimierza Wielkiego (który ochrzcił Ruś), na Włodzimierzu Leninie kończąc (który ją dość skutecznie dechrystianizował). Nazwisko też dla Rosji zasłużone: według historyków dziadek Putina (z zawodu kucharz) był jedynym człowiekiem, który obsługiwał i gotował zarówno dla Rasputina, jak Lenina i Stalina.