Z zestawienia należałoby wykluczyć pierwszego szefa GPW Wiesława Rozłuckiego, bo kiedy on zakładał giełdę, rynku kapitałowego w Polsce po prostu nie było. Ludwik Sobolewski, zanim objął stery GPW, pracował w Krajowym Depozycie Papierów Wartościowych. Adam Maciejewski, który przejął po nim schedę, przepracował na GPW całe wcześniejsze życie zawodowe. Paweł Tamborski, choć trafił na giełdę z Ministerstwa Skarbu Państwa, wcześniej był zatrudniony w biurach maklerskich i bankach inwestycyjnych. Dopiero Małgorzata Zaleska, której krótka kadencja rozpoczęła się rok temu, była osobą niewiązaną ani z giełdą, ani z żadną instytucją, której działalność bez giełdy byłaby niemożliwa.

Ekonomista Rafał Antczak, następca Zaleskiej, wpisuje się w trend zapoczątkowany przez właścicieli spółki rok temu (GPW jest firmą kontrolowaną przez państwo). Z jednej strony kompetencje makroekonomiczne i dotychczasowe doświadczenia na pewno pozwolą mu wpisać giełdę w szerszy, gospodarczy kontekst. Z drugiej jednak nie da się ukryć, że nowemu szefowi GPW daleko do miana praktyka rynku kapitałowego.

A takie doświadczenie mogłoby być przydatne, bo coraz trudniej przyciągnąć spółki na parkiet. W ubiegłym roku na giełdzie zadebiutowało w sumie 19 spółek. Przez ostatnią dekadę tylko dwa razy było ich tak mało lub jeszcze mniej – w pokryzysowym 2009 r. i w 2012 r.

Antczakowi pewnie za to nie zabraknie pomysłów na to, jak za pośrednictwem giełdy realizować rządowy program budowy kapitału. Czy jednak będzie wiedział, jak przekonać do wejścia na parkiet choćby właściciela przedsiębiorstwa z Suwałk albo z Jeleniej Góry?

Skoro GPW ma być „sercem polskiej gospodarki", to czy potrzebuje kardiologa, który skupi się na sercu, czy internisty, który obserwuje cały organizm? To zależy od stanu zdrowia pacjenta. Problem, gdy cały organizm zaczyna niedomagać.