Rosji, od której od lat próbujemy się uniezależnić energetycznie. Dodajmy, że kolejne wydatki związane z węglem tylko będą rosły, bo kroplówka dla nierentownych kopalń to jedno, a rosnące opłaty za emisję dwutlenku węgla to drugie. I nie chodzi tu tylko o to, że Bruksela nie chce się cofnąć ani o krok. Ograniczanie emisji CO2 to światowy trend. Nawet Chiny – wielki emitent gazów cieplarnianych – docenia wagę odnawialnych źródeł energii i obecnie jedna trzecia światowej produkcji prądu z wiatraków odbywa się w Państwie Środka. Polska pozostaje w tym obszarze daleko w tyle.
Decyzja o imporcie węgla wynika z wieloletnich zaniedbań – wydrenowano stare złoża, a nowych chodników nie budowano. Gdy dodamy do tego ryzyko – kolejne lato z rzędu – ograniczeń dostaw prądu, to trudno się kłócić z tezą, że w energetyce mamy stan wyjątkowy. I czas wreszcie stworzyć miks energetyczny na miarę XXI wieku. Szkoda, że to Rosjanie zarobią na naszym problemie energetycznym, a nie np. Ukraińcy, którzy od lat oferują nam prąd z elektrowni Chmielnicki.
Planowany import węgla z Rosji ma miejsce w sytuacji, gdy dywersyfikacja innych surowców energetycznych wreszcie nabrała tempa. W sektorze gazowym robimy w ostatnim czasie milowe kroki – zbudowaliśmy terminal LNG, PGNiG sprowadza gaz skroplony z Kataru i z USA, planujemy budowę magistrali gazowej do złóż na szelfie norweskim. W przypadku ropy naftowej zarówno Orlen, jak i Lotos starają się zwiększać dywersyfikację, zamawiając tankowce z Iranu czy Arabii Saudyjskiej. Górnictwo to, niestety, skansen polskiej energetyki, gdzie rządzą związki zawodowe, a nie rynek. Czas na prawdziwą reformę. Inaczej będziemy płacić jeszcze więcej i palić rosyjskim węglem. ©?
Węgiel z Rosji na ratunek ciepłowniom >B4