Polityka to nie tylko rozdawanie pieniędzy, ale i rozsądne gospodarowanie zasobami, które mamy. Rząd Beaty Szydło rozpieszcza górników, poczynając od zapowiedzi sprzed dwóch lat, że żadna kopalnia nie zostanie zamknięta, a kończąc na przekazywaniu kolejnych miliardów złotych dla sektora, w tym wspieraniu nierentownych zakładów.
Jeśli górnictwo ma służyć państwu i energetyce, a nie tylko politycznym dogmatom, musi się kierować zasadami rynkowymi.
Janusz Steinhoff, minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, oraz Jacek Piechota, jego następca u Leszka Millera, a później u Marka Belki, zamknęli kilkadziesiąt kopalń i zwolnili ponad 100 tys. górników. Za to zarówno Platforma Obywatelska, jak i Prawo i Sprawiedliwość utrzymywaniem nierentownych kopalń kupowały spokój społeczny.
Prawda też jest taka, iż nasz węgiel nie dość, że słaby energetycznie, to do tego drogi w porównaniu z czarnym złotem z innych krajów. Mimo iż nasza branża górnicza jest na minusie, to system jest na tyle niewydolny, że węgiel będziemy musieli importować. Sprowadzimy 6 mln ton węgla, a górnicy podnoszą głowy i żądają nowych podwyżek.
Ten zaklęty krąg trzeba przerwać, bo nie służy on ani bezpieczeństwu energetycznemu kraju, ani racji stanu. Czy w imię dbania o interesy kilkudziesięciotysięcznej grupy zawodowej miliony Polek i Polaków naprawdę mają więcej płacić za energię?