Ustawy zdrowotne w ekspresowym tempie przeszły przez pierwszy etap prac w Sejmie. Mimo że protestowali wszyscy: od związków zawodowych do samorządów lekarskich i pielęgniarskich. – Żadna ze zgłaszanych przez nas poprawek nie została uwzględniona, a prace były prowadzone w wyjątkowo obraźliwym stylu – mówi Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Właściwie wszyscy – i strona rządowa, i społeczna – spodziewają się, że prezydent zawetuje ustawy. – Teraz gra toczy się o to, w jakiej atmosferze do weta dojdzie. Jeśli związki poprą zmiany, to zostanie ono odebrane jako hamowanie dobrej reformy. Jeżeli wciąż będą przeciw, będzie to spektakularna porażka rządu – przyznaje nasz rozmówca z otoczenia premiera.
Rząd szuka więc poparcia. Nieformalne negocjacje toczą się równolegle w Ministerstwie Zdrowia i Kancelarii Premiera. Koordynuje je Michał Boni, szef doradców premiera. W niektórych spotkaniach bierze udział sam premier. – Związkowcy nie wierzą w gwarancje udzielane przez minister zdrowia. Nie są przekonani, że utrzyma stanowisko – tłumaczy polityk PO. Pod koniec sierpnia związkowcy mają już oficjalnie spotkać się z szefem rządu.
Najłatwiej do liberalnych reform przekonać lekarzy. Trudniej jest z pielęgniarkami. Rozmowy toczą się więc w tajemnicy. – Proszono mnie, bym się na ten temat nie wypowiadał – mówi Krzysztof Bukiel, szef związku lekarzy, który organizował ostatnie protesty.
– Spotkaliśmy się z ministrem Bonim, ale rozmawialiśmy o uprawnieniach pielęgniarek za granicą – zapewnia Dorota Gardias, szefowa związku pielęgniarek i położnych, który rok temu zorganizował białe miasteczko pod Kancelarią Premiera.