Stanowisko popierające ewentualny protest w służbie zdrowia w kształcie, w jakim uchwalą go okręgowe rady lekarskie, przyjęło 50 towarzystw naukowych (skupiają medyków określonej specjalności). Pokazuje to szerokie poparcie dla ewentualnego protestu organizowanego głównie przez związki zawodowe i samorząd medyczny. Tymczasem już w piątek największe organizacje lekarzy powołały sztab kryzysowy. Wezwał on medyków i świadczeniodawców do niepodpisywania umów z NFZ na wystawianie recept refundowanych.
Stanowisko przyjęli obradujący na kongresie w Warszawie – patronat nad nim objęła „Rz" – lekarze skupieni w Kolegium Lekarzy Rodzinnych, poparły je inne towarzystwa. To grupa, która najbardziej obawia się błędu przy wypisywaniu recept: przepisują ich najwięcej, często na leki zaordynowane przez innych specjalistów.
– Protestujemy przeciw obciążaniu lekarzy dodatkowymi, biurokratycznymi obowiązkami – mówi dr Tomasz Tomasik, prezes-elekt organizacji.
Wśród lekarzy nie milkną dyskusje o możliwym odwołaniu prezesa NFZ Jacka Paszkiewicza. Wniosek w tej sprawie zgłosił w czwartek do premiera nadzorujący fundusz minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Decyzja zapadnie najwcześniej w tym tygodniu, po zaopiniowaniu wniosku przez radę funduszu.
Odwołania Paszkiewicza domaga się środowisko medyczne. Lekarze protestują przeciw umowom, które zaproponował im NFZ. Są w nich przewidziane kary za błąd na recepcie, mimo że kilka miesięcy temu Sejm wyrzucił z ustawy refundacyjnej przepisy o karaniu lekarzy za błędy. Związki zawodowe skupiające lekarzy i samorząd medyczny wzywają, by tych umów nie podpisywać. Lekarze niemający umów przepisywaliby wtedy leki tylko w pełnej kwocie, bez dopłaty NFZ. Więcej za leki mogą zapłacić głównie pacjenci gabinetów prywatnych.
Środowisko medyczne jest podzielone, czy także przychodnie leczące w ramach NFZ powinny przerwać przepisywanie refundowanych leków? Część lekarzy uważa, że uderzyłoby to zbyt mocno w pacjentów. Część – że nie da się bez ostrego protestu wyegzekwować od NFZ zmiany umów.
Lekarze nie chcą też, by refundacja leku była uzależniona od tego, czy jest on przepisany zgodnie z dokumentami rejestracyjnymi. Przepisując go, chcą opierać się na swojej wiedzy medycznej. – Jeśli przy każdym leku będziemy sprawdzać, choćby przez dwie minuty, czy dany lek jest zarejestrowany we wskazaniu, w którym chcemy go podać pacjentowi, to dziennie stracimy na to kilka godzin. Lekarz rodzinny nie ma na to czasu. Co więcej, jest to wysiłek pozbawiony sensu, który nic pacjentowi nie daje – mówi dr Tomasik.