Medyk, przyjmując pacjenta do gabinetu, jest zobowiązany sprawdzić, czy ma on dowód ubezpieczenia zdrowotnego. Muszą to weryfikować zarówno lekarze, którzy podpisali z Narodowym Funduszem Zdrowia umowę na udzielanie świadczeń, jak i ci, którzy nie mają wprawdzie kontraktu, ale przyjmują w prywatnym gabinecie i wystawiają recepty. W konsekwencji, jeśli podczas kontroli NFZ urzędnicy odkryją, że receptę na lek ze zniżką dostała osoba nieubezpieczona, to lekarz będzie musiał zwrócić refundację. Takie rygory nakładają zarządzenia prezesa NFZ przenoszone do umów.
Okazuje się jednak, że w praktyce lekarskiej tym wymaganiom trudno sprostać.
– Nie da się w 100 procentach sprawdzić ubezpieczenia pacjenta. Co z tego, że przychodząc do nas po raz pierwszy, pokaże druk RMUA. Będziemy go leczyć kilka miesięcy i wystawiać recepty, a później okaże się, że przestał pracować, nie zarejestrował się jako bezrobotny lub jako przedsiębiorca zalega z zapłaceniem składek zusowskich – mówi Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.
Jego zdaniem kontrolerzy powinni ścigać nieuczciwego pacjenta, a nie lekarza, który nie ma żadnych korzyści z tego, że chory kupił sobie taniej farmaceutyk.
Wysokie kary
NFZ, odpowiadając na zarzuty lekarzy, wskazuje, że urzędnicy przy przeprowadzaniu kontroli kierują się tylko przepisami prawa.