450 zł musi zapłacić dentystka, która zleciła odwiezienie niesamodzielnego pacjenta ze szpitala do domu karetką. Dyrekcja placówki uznała transport za nieuzasadniony. W dodatku nie zapłaciła lekarce za leczenie chorego.
Sam nie trafi
– Traktujemy to jako karę, bo według naszych prawników nie ma przesłanek do obciążania lekarza finansowo za nieuzasadniony transport – mówi Bartosz Fiałek, przewodniczący regionu kujawsko-pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL).
Czytaj także: Prywatny ambulans już nie na NFZ
Historia dentystki nie jest przypadkiem odosobnionym. – Od kilku tygodni medycy z całego kraju zgłaszają, że dyrektorzy ostrzegają ich, że za złą kwalifikację do transportu medycznego będą płacić z własnej kieszeni – przyznaje. Zgodnie z art. 41 ustawy o świadczeniach zdrowotnych bezpłatny transport sanitarny przysługuje pacjentom przewożonym z jednej placówki medycznej do drugiej w celu kontynuacji leczenia lub osobom, które nie są w stanie same się poruszać i korzystać z transportu publicznego. Z kolei rozporządzenie ministra zdrowia z 28 października 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej przewiduje, że jeśli pacjent cierpi np. na nowotwór, choroby oczu, zaburzenia psychiczne, choroby układu ruchu lub ma wrodzone wady rozwojowe, może liczyć na 40-proc. dopłatę do transportu. Dotyczy to osób, które są zdolne do samodzielnego poruszania się, ale wymagają pomocy przy korzystaniu z komunikacji publicznej.
– Tyle prawo, ale co ma zrobić lekarz, któremu na szpitalny oddział ratunkowy (SOR) karetka przywozi osobę z chorobą Alzheimera, a nie trzeba zatrzymywać jej w szpitalu. Chora jest sama, nikt po nią nie przyjedzie, a z rozmowy wynika, że może nie trafić do domu. Albo gdy w podobnej sytuacji jest osoba o kulach? Ktoś powie: wsadź ją w taksówkę. Tylko że po wyjściu z taksówki musiałaby sobie radzić sama – mówi Bartosz Fiałek, który podczas pracy na bydgoskim SOR takich pacjentów wysyłał szpitalnym transportem medycznym.