Uzupełnianie paliwa podczas lotu nie jest niczym nowym, ale tylko w lotnictwie wojskowym, i to nie we wszystkich, ale jedynie w najpotężniejszych armiach. W lotnictwie cywilnym, zarówno transportowym, jak i pasażerskim, dotychczas nawet o tym nie wspominano. Trudno nawet było sobie wyobrazić takie „akrobacje" z udziałem maszyny z kilkuset osobami na pokładzie.
Ale wkrótce to się może zmienić. Nad technologią uzupełniania paliwa bez konieczności lądowania – AAR, czyli Air-to-Air Refuelling – pracuje zespół szwajcarskich inżynierów z Eidgenossische Technische Hochschule, Politechniki Federalnej w Zurychu (QS World University Rankings uważa ją za najlepszą politechnikę w Europie i jedną z najlepszych na świecie).
Prace prowadzone są w ramach programu RECREATE – Research on a cruiser enabled air transport environment. W całości finansuje je Unia Europejska.
Tankowanie w powietrzu ćwiczona jest regularnie podczas manewrów oraz w czasie rutynowych lotów przez pilotów wojskowych. Dlatego wielu ludziom może się wydawać, że szwajcarscy inżynierowie wyważają dawno otwarte drzwi. Przecież do zatankowania samolotu w powietrzu, „wystarczy" zakończony specjalną sondą wąż z samolotu cysterny albo sztywny przewód. Technik pokładowy naciska odpowiednią dźwignię, piloci lecą równo, a paliwo płynie.
Procedura ta stosowana jest w armiach w przypadku odrzutowych myśliwców, maszyn napędzanych silnikami tłokowymi i śmigłami (transportowce), helikopterów. Odpowiednią instalację posiadają należące do Polski F-16. W przypadku lotnictwa cywilnego przepisy bezpieczeństwa są nieporównanie bardziej surowe od regulaminów wojskowych. Dlatego szwajcarscy inżynierowie na razie tym aspektem się nie zajmują. Interesuje ich techniczna strona takiego przedsięwzięcia.