Orzekł, że przepis ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym uchylający 31 grudnia 2003 r. miejscowe plany uchwalone przed 1 stycznia 1995 r. jest zgodny z konstytucją. Oznacza to, że jedynym wyjściem z trudnej sytuacji planistycznej, w jakiej znajduje się zdecydowana większość polskich gmin, jest uchwalenie nowych planów.
Przepis ten zaskarżyła do Trybunału Rada Miejska w Łodzi. Broniła stworzonego w 1993 r. planu zagospodarowania przestrzennego swojego miasta. Był nowoczesny, perspektywiczny, uznany za najlepszy w kraju i nagrodzony. Rok później ustawa nakazała jednak stworzyć nowy. Wczoraj przed Trybunałem wiceprezydent Łodzi Włodzimierz Tomaszewski przekonywał, że podstawową wadą tej regulacji jest nieuzasadniona ingerencja w samodzielność gmin -tym razem planistyczną. Uniemożliwiło to gminom wykonywanie zadań własnych: zapewnienia ładu przestrzennego, prowadzenia polityki przestrzennej, inwestycji, a nawet wykorzystywania środków unijnych.
Prof. Michał Kulesza, pełnomocnik łódzkich samorządowców, argumentował:
-Sejm wygasił plany zagospodarowania sprzed 1995 r., nie biorąc pod uwagę skutków tej decyzji i nie ustanawiając przepisów przejściowych, które by je złagodziły. Zlikwidował tym samym wielopokoleniowy dorobek planistyczny gmin. To ustawodawcze barbarzyństwo bez precedensu w dziejach - grzmiał profesor, przypominając planową zabudowę Babilonu i Rzymu. Bo gdy nie ma planów, buduje się wszystko i wszędzie, a uwzględnia jedynie przepisy o sąsiedztwie. Przykład? Wytyczone w 1993 r. trasy komunikacyjne Łodzi zostały w ostatnich latach zabudowane. Aby to naprawić, trzeba by burzyć nowe domy i płacić ogromne odszkodowania.
Przyjęta w 1994 r. ustawa przedłużyła ważność planów uchwalonych przed jej wejściem w życie początkowo do 2000 r. Tylko nielicznym gminom udało się do tego czasu uchwalić nowe plany. Pod naciskiem samorządowców Sejm w 1999 i w 2001 r. prolongował ten termin do 31 grudnia 2003 r. Od ponad trzech lat są już więc nieważne, a to oznacza, że gminy straciły w praktyce rezerwacje terenów pod wiele planowanych dróg, wysypisk śmieci i innych inwestycji publicznych. Mieszkańcom trudniej zaś przewidzieć, czy za kilka lat pod ich oknami nie będzie przebiegać uciążliwa arteria komunikacyjna.