– Świadectwa energetyczne nie mają żadnej wartości, to zwykły kawałek papieru, nic więcej – ocenia Aleksander Panek, prezes Zrzeszenia Audytorów Energetycznych. – Miały umożliwić ocenę faktycznego zużycia ciepła w danym mieszkaniu lub budynku. Tak jednak nie jest. Dlaczego? Z powodu błędów popełnionych w trakcie wprowadzania unijnej dyrektywy do polskich przepisów.
Obowiązujące od początku roku regulacje zakładają, że wszystkie nowe budynki muszą mieć świadectwa energetyczne, w przeciwnym razie właściciel nie dostanie pozwolenia na użytkowanie (patrz ramka). Za taki dokument trzeba zapłacić.
[srodtytul]Błędy w przepisach [/srodtytul]
Najwięcej błędów jest w [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=D4D585AD05E47564DDFA32A26A08188D?id=289448]rozporządzeniu z 6 listopada 2008 r. w sprawie metodologii obliczania charakterystyki energetycznej budynku i lokalu mieszkalnego[/link]. Niektóre są dla osób z wykształceniem technicznym oczywiste, np. zastosowanie niewłaściwej potęgi. – Programy komputerowe służące do obliczeń eliminują je, podstawiając prawdziwe wartości – wyjaśnia Jerzy Żurawski z Dolnośląskiej Agencji Energii i Środowiska z Wrocławia.
Niektórych pomyłek jednak nie da się w ten sposób naprawić bez narażenia się na zarzut naruszenia przepisów. Największa – zdaniem Panka – dotyczy możliwości otrzymania różnych wyników zależnie od wyboru procedury obliczeniowej (ten sam obiekt może uzyskać różne oceny). Kolejny przykład to przyjęcie stałego okresu grzewczego dla wszystkich budynków od września do maja. Tymczasem od dawna nie ma jednego dla wszystkich nieruchomości okresu grzewczego. Wiele lokali ma liczniki i lokatorzy mogą sami decydować, że ogrzewanie będzie się włączać np. w październiku, a wyłączać w kwietniu. W efekcie [b]wyniki obliczeń nie mogą zostać zweryfikowane pomiarowo i świadectwa nijak się mają do realiów[/b] – twierdzi Panek.